Pod jego wpływem podczas wielkanocnego pobytu w świętokrzyskiej wsi Z wpadła na szalony pomysł: „Tato, zróbmy wyprawę do dżungli!”. Przygotowanie przebiegało szybko od sklepu ogrodniczego przez warzywny, dyskont budowlany po strych babci i dziadka.
Zaczęło się od: "Z trzymaj proszę włócznie, idziemy do dżungli, chodź za mną i trzymaj się blisko!"
Niedaleko nas znajdowało się pole pełne wysokich krzewów, drzew i krzaków oraz połamanych gałęzi, porośniętych mchem. Obraz prawie jak z dżungli ze wspomnianego powyżej filmu.
Pierwsze zadanie polegało na odcięciu kiści bananowych. Podobnie jak na bananerze Z użyła ostrego noża. Było to ciekawe doświadczenie, bo z jednej strony trzeba było zdecydowanych ruchem wykonać cięcie, a z drugiej strony ostrożnie zwrócić uwagę na delikatną skórkę bananów, żeby ich nie uszkodzić.
Nasze banany przez pół dnia dojrzewały w słońcu, inaczej niż na bananerze, gdzie rosną obłożone workami foliowymi, aż do momentu zerwania. Później wypłukane, spakowane płyną/lecą do Europy, dojrzewają w środkach chemicznych i trafiają na półki sklepowe.
Później rozbudzaliśmy instynkty myśliwskie i po wspięciu się na lianie Z. wybrała ptasie jaja na naszą kolację.
Po wspinaczce szukaliśmy w trawach schowanych dmuchawek i strzałek potrzebnych do upolowania zwierzyny. Dmuchawki zrobione były z traw, a strzałki z zapałek bez siarki.
W trawach odkryliśmy odciski zwierząt i wygniecione miejsca lęgowe saren.
Dreszczyku emocji przysporzył nam bażant królewski, który w ostatniej chwili wzbił się w powietrze przed naszymi nosami.
Po próbie polowania włócznią i dmuchawkami przeszliśmy z poznawczej do przygodowej wersji dżunglowego popołudnia.
Ślady ukryte w trawach i między drzewami doprowadziły Z do miejsca ukrycia skarbu. Aby się do niego dostać trzeba było użyć łopaty schowanej w zaroślach. Wykopaliskiem okazały kamienie szlachetne (kolorowe szmaragdowe szkiełka), którymi mogliśmy wieczorem bawić się w dodawanie i odejmowanie.
UWAGA!
Na płycie Ekwador jest odcinek pt. „Zupa z małpy”.
Proponujemy go nie odtwarzać dzieciom, które nie zostały wcześniej na to
przygotowane. W przypadku naszej Z mogliśmy wcześniej „przerobić” temat polowania
i przygotowania kulinarnego zwierząt – mamy dziadków na wsi, gdzie Z widziała nie raz skubanie piór z kury oraz podzielonego na części zabitego kurczaka itp.
P.S.
Zupa z małpy to ulubiona część Z ;)
1 komentarz:
Co za przygoda! Musimy i my zapuścić się w jakieś chaszcze:)
Prześlij komentarz