Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2-3 lata. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2-3 lata. Pokaż wszystkie posty
piątek, 1 kwietnia 2016
Prezentacje Montessori
Chciałam Wam dziś pokazać i zaprosić Was tu: https://edukacjadomowanaszemontessori.wordpress.com/
Bardzo dziękuję autorce za opisywanie prezentacji i dzielenie się swoim drogocennym czasem :)
Etykiety:
"wychowanie",
2 lata,
2-3 lata,
3-4 lata,
4-5 lat,
4-5 lat Z,
5-6 lat,
5-6 lat Z,
6 lat,
6-7 lat,
7-8 lat,
8-9 lat,
botanika,
Matematyka,
Montessori,
zabawy przyrodnicze,
zoologia
środa, 9 marca 2016
Mam tę moc !
Mam tę moc od 7 lat (z przerwą ok 6 miesięcy ;), a teraz od 3 lat podwójną!
Myślę, że dość istotnym faktem posiadania tej mocy jest to, że nie mamy łóżeczek dla dzieci ;) śpimy w 5 + kot na łóżku 300cm / 200cm.
a dziś znalazłam jeszcze to:
http://www.rozamarzy.com/plusy-wspolnego-spania/
poniedziałek, 7 marca 2016
A pro po trwającej rekrutacji do przedszkoli - Jak socjalizować małe dzieci-rewelacyjny artykuł, kwintesencja mądrości
http://www.erodzina.com/jak-socjalizowac-male-dzieci/
100% PRAWDY!
Na pierwszy rzut oka to wszystko wydaje się tak logiczne, że ty, jako zatroskany rodzic, nie możesz się już doczekać chwili, w której twoje dziecko rozpocznie systematyczną edukację i socjalizację. Tymczasem jest to doświadczenie, którego większość małych dzieci po prostu nie potrzebuje. Małe dzieci to nie to samo, co mali dorośli. Nie myślą, nie działają i nie reagują tak, jak dorośli. W ich przypadku przebieg procesów umysłowych, emocjonalnych i społecznych jest zupełnie odmienny.
Wartość wczesnej edukacji od dawna jest kwestionowana przez specjalistów [zajmujących się rozwojem] dzieci. Jednakże w długim okresie to mity związane z wczesną socjalizacją mogą być większym zagrożeniem. Małe dzieci są, co oczywiste, często niezwykle podniecone tłumem rówieśników, ale w wieku przedszkolnym ta ekscytacja będzie dla nich raczej źródłem zakłopotania i zmieszania, a nie drogą do prawdziwego uspołecznienia. Wczesna socjalizacja często tak naprawdę wywołuje tendencje antyspołeczne, robiąc z przedszkolaków małych buntowników, o ile nie prawdziwych neurotyków. W okresie dojrzewania tendencje te wywołują prawdziwe spustoszenie.
W 1902 r. czasopismo Ladies’ Home Journal jako pierwsze zamieściło na swoich łamach dział listów od czytelników – pomysł ten jest teraz powszechnie wykorzystywany w prasie. Jednym z [poruszanych przez czytelników] zagadnień stał się wiek, w którym dzieci idą do szkoły. W kolejnych listach rodzice przytaczali przykłady fizycznych i psychicznych problemów zdrowotnych dzieci, które zbyt wcześnie poszły do szkoły. Jeden z rodziców opisał eksperyment przeprowadzony przez kilka rodzin. Odkryły one, że po przyjęciu urodzinowym jednego z dzieci, na które zaproszono 20 czy 30 maluchów, mali uczestnicy byli zbyt podnieceni, by zasnąć, a następnego dnia okazywali rozdrażnienie. Podobne problemy nie pojawiły się, kiedy na przyjęcie zaproszono tylko czworo czy pięcioro dzieci.
Dziś, po prawie 75 latach, warunki się zmieniły, ale wrażliwość naszych dzieci pozostała taka sama. Wiele badań dowodzi, że żadna instytucja zajmująca się socjalizacją dzieci nie wywiera tak silnie pozytywnego wpływu ani nie zapewnia takiego poczucia bezpieczeństwa jak rozsądni, konsekwentni rodzice [wychowujący swoje dzieci] w klimacie ciepłego i odpowiadającego na ich potrzeby domu.
Psychologowie dziecięcy wykazują, że dzieci radzą sobie bardzo dobrze, kiedy mogą działać wspólnie z jedną osobą bądź pracować w niewielkiej grupie złożonej z dwóch do czterech osób. Kiedy jednak spotykają się z grupą o liczebności klasy szkolnej po to, by uczestniczyć w typowych dla szkoły zajęciach, stają się spięte i zestresowane.
Jako rodzic, powinienem mądrze rozważyć, jakiego rodzaju istotą społeczną chciałbym widzieć moje dziecko. Wielu przedszkolaków może faktycznie zostać „zsocjalizowanych”, ale nie bądźcie zaskoczeni, jeśli rozwiną w sobie negatywne zachowania społeczne. To może się zdarzyć nawet wówczas, gdy nauczyciel czy opiekun jest ekspertem. Z drugiej strony, małe dzieci, którym pozostawiono czas na osiągnięcie naturalnej dojrzałości, z większym prawdopodobieństwem staną się altruistycznymi istotami społecznymi, które zdołały rozwinąć w sobie pozytywne wzorce zachowań społecznych.
Jakość społecznych zachowań dziecka zależy nie tyle od liczby dzieci, z którymi zwykło się bawić, ile od jego emocjonalnej stabilności, poczucia własnej wartości i nieegoistycznej troski o innych. Zazwyczaj jest odzwierciedleniem jakości rodzicielskiego przykładu i siły przywiązania do ciepłych, konsekwentnych rodziców.
Niedawno dwóch dziadków w dwóch niezależnych rozmowach stwierdziło, że ich mali wnukowie są tak bystrzy i dojrzali, że nie ośmieliliby się pozbawić ich „społecznej przewagi” przedszkola. [Tymczasem] dr Harold McCurdy z Uniwersytetu Północnej Karoliny przeanalizował dzieciństwo 20 wybranych geniuszy i wyodrębnił trzy czynniki wspólne dla wszystkich analizowanych wybitnych postaci historycznych. Na tej krótkiej liście znalazły się następujące czynniki:
(1) wysoki poziom uwagi skupianej na dziecku przez rodziców i innych dorosłych, wyrażanej w intensywnym kształceniu i, zazwyczaj, ogromnej miłości; (2) izolacja od innych dzieci, zwłaszcza spoza rodziny; (3) wybujała fantazja, jako reakcja na dwa wspomniane wcześniej czynniki.
Dr McCurdy zamknął swoje rozważania wnioskiem, że nasz system edukacyjny w postaci znanej nam obecnie powoduje „redukcję wszystkich trzech wspomnianych wyżej wartości do minimum” i, jak sądzi McCurdy, raczej ogranicza niż wspiera wybitne jednostki.
Budując pozytywne zachowania społeczne
Nie jest trudno zrozumieć pozytywne i negatywne wzorce zachowań społecznych. Weźmy za przykład matkę, która angażuje swoje dziecko w prace domowe. Z punktu widzenia dziecka bawi się ono „w dom” na najwyższym możliwym poziomie. Kiedy dziecko zaczyna stawiać pierwsze kroki, może nauczyć się odkładać swoje zabawki do pudełka w rogu pokoju. Może pomagać w ścieleniu łóżek rozciągając narzuty i wygładzając prześcieradła. Oczywiście na początku nie będzie zbyt pomocne, ale odrobina cierpliwości pozwoli zasiać w nim ziarna porządku, odpowiedzialności i pracowitości, które przy rozsądnej i konsekwentnej pielęgnacji wydadzą owoce: umiejętność polegania na sobie i altruizm. Rozwinięte w ten sposób silne poczucie własnej wartości jest podstawą rozwoju prawdziwie stabilnego, społecznego dziecka – czy ogólniej: osoby w dowolnym wieku. W chwili osiągnięcia wieku trzech czy czterech lat takie dziecko będzie już potrafiło nakryć i posprzątać ze stołu, licząc noże, widelce, łyżki i talerze, a przy tym rozwijając swój zmysł porządku i ucząc się podstaw arytmetyki. Już wkrótce będzie pomagać przy przyrządzaniu potraw, liczeniu jajek, odmierzaniu mąki i krojeniu jabłek, powiększając przy tym zasób swojej wiedzy i umiejętności. Osiągając wiek ośmiu czy dziewięciu lat – czyli dla większości dzieci najbardziej odpowiedni wiek do rozpoczęcia nauki w szkole – będzie potrafiło posprzątać dom, przygotować, a często nawet kupić jedzenie, wyprasować ubrania, przyszyć guzik i być dla swoich rodziców pomocą, a nie obciążeniem.
To doświadczenie będzie jeszcze bardziej owocne, jeśli pewną część dnia spędza z dziećmi – chłopcami i dziewczynkami – ojciec. Zaangażowanie we wspólne wykonanie nawet najprostszych zabawek i wspólne czynności takie jak pastowanie butów, mycie samochodu, pielenie ogrodu czy budowa karmnika dla ptaków zostanie później odwzajemnione przez dziecko, pomagając uniknąć buntu, który często można spodziewać się w innym przypadku. Dla małego dziecka zwykły kawałek pomalowanej deski jest wyzwaniem dla wyobraźni. To może być łódka, samochód, ciężarówka; a z drugim kawałkiem deski – nawet samolot. Istotne jest to, że (1) on i tata lub mama zbudowali go wspólnie i że (2) ta zabawka, w przeciwieństwie do większości zabawek, pozostawia jakieś pole dla wyobraźni. Twórcza iskra rozniecona przyjaźnią z rodzicem – czy to matką czy ojcem – buduje w dzieciach tak pożądaną niezależność. Dzieci, które dzielą z rodzicami domowe obowiązki, czują się potrzebne i chciane, a ponadto czują, że ktoś na nich polega. Te doświadczenia są kamieniem węgielnym poczucia własnej wartości i pozytywnych, altruistycznych zachowań społecznych.
Niektórzy powiedzą, że to może działać na przedmieściach czy na wsi, ale co z dziećmi, które dorastają w miastach? I załóżmy jeszcze, że nie mają ojca? Pamiętajmy, że dzieci w szkołach miejskich są generalnie produktem swojego środowiska. Chodzenie do szkoły nie czyni rówieśników twoich dzieci lepszymi towarzyszami niż dzieci z sąsiedztwa. Oczywiście, jeśli ufasz nadzorowi nauczyciela bardziej niż swojemu własnemu, twoje dziecko może wyjść na tym lepiej. Pamiętaj jednak, że nauczyciel nie może zazwyczaj zapewnić tak troskliwej opieki jak ty. Pamiętaj też, że dla małych, 7-8-letnich dzieci, twoje ciepłe, konsekwentne reagowanie na ich potrzeby jest najsilniejszym możliwym narzędziem pozytywnej socjalizacji. Twój wpływ jest tak silny, że jeśli będziesz zmuszony pracować – dziecko to zrozumie i zareaguje z większą pewnością siebie i z silniejszym przywiązaniem niż gdyby Twoja nieobecność nie było niezbędna.
W kierunku negatywnego uspołecznienia
Niektórzy mogą argumentować, że przedszkole nie jest podobne do przyjęcia urodzinowego dla 15 do 30 dzieci. W rzeczywistości, o ile opiekun nie jest ekspertem, zazwyczaj bywa jeszcze gorsze. Dziecko pozostawia za sobą relację jeden-do-jednego, jaką nawiązywało ze swoimi rodzicami, aby konkurować z wieloma rówieśnikami o uwagę nauczyciela. Ponadto angażuje się w niezdrową rywalizację o aprobatę rówieśników i przyjmuje podzielane przez nich wartości, czasem na całe życie. Szereg badaczy, m.in. Albert Bandura, John Condry, Michael Siman i Urie Bronfenbrenner, wskazuje, że jeszcze niecałe pokolenie temu nasze dzieci porzucały wartości wyznawane przez rodzinę i zwracały się ku wartościom wyznawanym przez rówieśników w wieku, w którym potrafiły już posługiwać się własnym rozumem. Dziś podlegają [silnemu] wpływowi rówieśników już w przedszkolu. W niektórych amerykańskich przedszkolach jest to niewątpliwie mniej rozumiane niż w innych. Opieka nad maluchami poniżej siódmego roku życia zorganizowana w 15-, 20-, 30-osobowych czy nawet większych grupach dla większości z nich nie jest najlepszym sposobem zapewnienia im twórczych wyzwań, poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji oraz rozwoju własnej tożsamości. Dopóki dziecko czuje się niepewnie lub też czuje się zależne od swoich rówieśników, będzie mu brakowało zdrowego poczucia własnej wartości. (Pamiętajmy, że zdrowa samoocena jest podstawowym warunkiem pozytywnego nastawienia do innych). Jeśli dziecko jest zalęknione lub samolubne z natury, jego samoocena będzie relatywnie niska.
Janet Kastel, prowadząca seminaria dla nauczycieli w szeregu izraelskich kibuców, zauważa występującą u małego dziecka potrzebę samotności, której zaspokojenie umożliwia urzeczywistnianie własnych pomysłów. To w istocie czynnik kluczowy dla pozytywnych relacji społecznych – pewność siebie [zbudowana] bez ingerencji innych. Opisuje ona jak w kibucu, który nie jest [z natury] organizacją zorientowaną na rodzinę, dzieci nie mają nawet czasu ani miejsca, aby sobie samotnie popłakać, nie będąc skazanymi na obecność innych dzieci, przyglądających się czy nawet robiących sobie żarty. Dzieci przystosowują się do tego. I dorastają, coraz bardziej zależne od swoich rówieśników, pod każdym względem, emocjonalnie i społecznie. Inicjatywa i kreatywność są tłamszone. Zanim osiągną wiek dojrzewania, podejmowanie decyzji na własną rękę, bez aprobaty grupy, staje się dla nich doświadczeniem traumatycznym, do tego stopnia, że niektórzy całkowicie przestają podejmować takie decyzje. Faktycznie, stwierdza Janet Kastel, stają się doskonałymi żołnierzami.
Jeśli już szkoła musi dostarczać opiekę dla małych dzieci, niech będzie ona możliwie najbardziej zbliżona do ciepłego, odpowiadającego potrzebom dziecka, konsekwentnego domu. Poniżej podano cechy wyróżniające – zgodnie z naszymi badaniami (Moore, Kordenbrock & Moore, 1976) wybijające się przedszkola i ośrodki opieki:
(1) Opiekukowie i nauczyciele są ciepli, odpowiadają na potrzeby dzieci, są konsekwentni
(2) Stosunek liczby dzieci do liczby dorosłych jest niski
(3) Zajęcia odbywają się w budynkach podobnych do domów mieszkalnych, a nie budynków szkolnych
(4) Dzieci zbierają się w pokojach, a nie klasach, bawiąc się w grupach podobnych do rodzeństwa różniącego się wiekiem
(5) Wrażliwość na często występującą potrzebę wyrównywania różnic językowych i kulturalnych
(6) Umożliwienie zdobywania doświadczeń związanych z prowadzeniem domu, takich jak pielęgnowanie ogrodu, gotowanie, sprzątanie, kosztem tradycyjnych zabaw na placu zabaw.
(7) Programy zajęć wolne od formalnego nauczania, orientacji edukacyjnej czy nawet pierwszych stresów związanych z określaniem gotowości szkolnej.
(8) Uwzględnienie w czasie zajęć drzemki lub czasu odpoczynku dla wszystkich dzieci.
(9) Ciągłość zatrudnienia tych samych nauczycieli
(10) Nauczyciele postrzegający swoją rolę jako zastępcy rodziców, a nie pedagodzy.
Najlepsze przedszkola i ośrodki opieki uznają ważność tych czynników. W australijskim Melbourne miasto kupuje [z własnych środków] domy mieszkalne i przeznacza je na ośrodki opieki dla dzieci mieszkających w pobliżu. Dzieci bawią się [tam] i pracują w niewielkich grupach liczących od czterech do sześciu osób, co pozwala uniknąć ich nadmiernego podekscytowania. W szkole założonej przez Rudolpha Steinera w Stuttgarcie w Niemczech (lub inaczej w szkole waldorfowskiej) dzieci „bawiły się w dom” tak, jakby były w prawdziwym domu – mieląc [ziarno na] mąkę, piekąc chleb, jedząc przyrządzone przez siebie potrawy, sprzątając, uprawiając ogród, piorąc, prasując, szyjąc itd. To było najlepsze przedszkole, jakie widzieliśmy, podobne do wielkiej rodziny. W podobnej szkole w Salzburgu w Austrii nauczyciele, najczęściej studenci uniwersytetu, rozmyślnie zachowywali się raczej jak rodzice niż pedagodzy, a podobieństwo do prawdziwego domu było szybko wyczuwalne.
Stosunek liczby dorosłych do liczby dzieci zarówno w Melbourne, jak i w Stutgarcie kształtował się na poziomie 1:5. Szkoły steinerowskie wyróżniały się jeszcze jedną cechą, dzięki której były najbardziej zbliżone do prawdziwego domu. Jeden i ten sam nauczyciel prowadził grupę dzieci w kolejnych latach, dostarczając im istotnego dla nich poczucia ciągłości. Należy [w tym miejscu] zauważyć, że efektywność najlepszych przedszkoli zależy generalnie od tego, w jakim stopniu udaje im się naśladować dobry dom. Nasuwa się pytanie, dlaczego w takim razie należy w ogóle zabierać dzieci z ich własnych domów, o ile nie jest to absolutnie konieczne?
Piorunujący jest wpływ grupy rówieśniczej na małe dziecko, którego system wartości nie jest jeszcze dobrze określony; które nie nauczyło się jeszcze polegać na sobie samym; które nie czuje się do tego prawdziwie chciane i potrzebne. Jeśli dziecko nie miało czasu na to, by ukształtować własną niezależność, szybko uczy się naśladować zachowanie rówieśników i przyjmuje ich stosunek do życia.
James Hymes, uznany specjalista zajmujący się wczesnym dzieciństwem, zauważa podobnie jak czytelnicy Ladies’ Home Journal w 1902 r., że małe dzieci radzą sobie dobrze w relacjach dwustronnych, jeden na jednego. Bawią się ładnie w małych grupach liczących od dwóch do czterech osób. Kiedy jednak „początkujący społecznie” maluch zostanie umiejscowiony w dużej grupie, pojawia się u niego napięcie i poddenerwowanie. To może wyglądać jak ekscytacja, ale dla dziecka niekoniecznie jest to zabawne. O ile niewielka dawka stresu może sprzyjać procesowi uczenia się, odrobinę większa powoduje rozpad zdolności postrzegania i rozumienia u małego dziecka. Psycholog dziecięcy Urie Bronfenbrenner zauważa, że pozbawienie rodziny jej podstawowej roli w zakresie wychowywania dzieci “jest głównym czynnikiem grożącym załamaniem się procesu socjalizacji w Ameryce”. Zauważa on, że instytucje inne niż rodzina „stworzyły i utrwaliły podzielony na grupy wiekowe, a przy tym często niemoralny i antyspołeczny świat, w którym nasze dzieci żyją i dorastają”. A instytucjami, które w największym stopniu – ze względu na ich strukturę i ograniczoną troskę [o dzieci] – przyczyniły się do tych społecznie niszczących zjawisk, są nasze szkoły (Bronfenbrenner, Two Worlds of Childhood — U.S. and U.S.S.R., strony 152 and 153).
Stwierdzono, że dzieci uczęszczające do szkół podstawowych mają generalnie problemy z utrzymaniem poczucia własnej wartości (Stanwyck, 1971). Donald Felker wskazuje, że samoocena dzieci wkraczających w mury szkoły i poddawanych naciskom pierwszych szkolnych lat systematycznie spada. Płynie z tego wniosek, że szkoła ze swej natury ma szkodliwy wpływ na obraz samego siebie u dziecka. Na poziomie piątej klasy samoocena dzieci zaczyna ponownie rosnąć. Szkoła jest trudnym doświadczeniem dla wszystkich dzieci, ale te, które rozpoczynają naukę z niską samooceną, są w szczególnie trudnej sytuacji. Innymi słowy, nacisk wywierany przez szkołę szczególnie negatywnie wpływa na te dzieci, które już i tak są w najmniej uprzywilejowanej sytuacji (Donald W. Felker, Building Positive Self-Concepts, Burgess Publishing Co., Minneapolis, MN, 1974).
Zauważmy, że na poziomie piątej klasy, czyli w wieku 10-11 lat, dzieci zaczynają odnajdywać same siebie. Jeśli te dzieci, o ile jest to możliwe, pozostaną w relacjach dwustronnych, jeden do jednego, w warunkach ciepłego, spójnego i odpowiadającego na ich potrzeby domu, będą miały o wiele więcej okazji do tego, by dojrzeć i ustabilizować swoją samoocenę. Jest jednocześnie mniej prawdopodobne, że szkoła im w tym przeszkodzi. W przypadku dzieci, które muszą korzystać z opieki poza domem, powinna być ona tak zbliżona do środowiska domowego, jak tylko jest to możliwe.
Może nam się wydawać, że przedszkola, do których chodzą nasze dzieci, są doskonałe. I wiele z nich rzeczywiście jest, zwłaszcza te, które podawane są jako przykłady na uniwersytetach. Ale większość przedszkoli jest daleka od idealnego wzorca „ogródków dziecięcych”, a wiele z nich to wręcz dziecięce getta. Pod względem bezpieczeństwa [odczuwanego przez dziecko], tylko bardzo dobra szkoła może stać się satysfakcjonującym substytutem nawet kiepskiego domu.
Szkolny kurator stanu Kalifornia Wilson Riles twierdzi, że korzystna proporcja liczby dorosłych do liczby dzieci [w instytucjach edukacyjnych tego stanu] pozwala zaspokoić wspomniane potrzeby dzieci. Ten niski stosunek liczby dzieci do liczby dorosłych osiągnięto angażując do współpracy rozmaitych wolontariuszy, pomocników oraz rodziców. To są kosmetyczne zmiany, które niekoniecznie działają na korzyść dzieci. Nie umożliwiają one bowiem dzieciom nawiązywania tak potrzebnych im relacji jeden-do-jednego i nie dają poczucia ciągłości. W rzeczywistości, dzieci mogą przywiązać się do szczególnie atrakcyjnego wolontariusza lub zastępczego rodzica, który pewnego dnia po prostu nie przyjdzie z powodu urlopu lub choroby. I minitragedia gotowa. „Paradoksalnie – mówi Bronfenbrenner, (Two Worlds of Childhood — U.S. and U.S.S.R., strona 97) – im więcej ludzi naokoło, tym mniejsza szansa na głęboki kontakt”.
Dla naszych małych dzieci [czas spędzony w przedszkolu] to czas przelotnych, przemijających relacji. Większość z nich nie potrzebuje aż tyle ekscytujących wrażeń, tak rozbuchanego środowiska społecznego, tak wielkiego widowiska różnorodności. Potrzebują ciszy, stabilizacji i związków z wybranymi osobami, nie osłabianych przez przedszkole, o ile tylko jest to możliwe. Jeśli nie możemy umożliwić im dorastania w domu, powinniśmy stworzyć dla nich środowisko tak zbliżone do domowego, jak to tylko możliwe. Nasze dzieci w o wiele większym stopniu polegają na swoich rówieśnikach dziś niż 10 czy 20 lat temu. Dotyczy to każdego wieku i poziomu nauczania. Rodzice, jak źródło informacji i bezpieczeństwa, stają się coraz mniej istotni. Być może niektórym rodzicom i nauczycielom to nie przeszkadza. Ale nie tym, którzy naprawdę troszczą się o dobro swoich dzieci.
Martin Engel, który kierował Narodowym Centrum Pokazowym Opieki Dziennej (the National Day Care Demonstration Center), mówi: „To, że pozbywamy się naszych dzieci, nawet tylko częściowo, dociera do nich o wiele żywiej niż wszelkie nasze uzasadnienia, zgodnie z którymi przedszkole jest świetne dla dzieci ze względu na dobre kontakty z rówieśnikami, możliwość uczenia się czy budowania podstaw pod przyszłe życie w szkole i poza nią. Nawet najlepsza, najbardziej ludzka i zindywidualizowana opieka dzienna nie może wynagrodzić dzieciom uczucia odrzucenia, którego nieświadomie doświadczają.”
Wzrastająca liczba psychologów i psychiatrów uważa zależność od rówieśników za “zarazę społeczną” i kwestionuje obecnie niepotrzebne wysyłanie dzieci do przedszkola. Dr Bronfenbrenner zauważa na bazie swoich badań, że dzieci poniżej szóstej klasy, które spędzają więcej wolnego czasu z rówieśnikami niż z rodzicami i innymi dorosłymi, mają nikłe pojęcie o swoich rówieśnikach, rodzicach, samych sobie i swojej przyszłości. W ich przypadku większe jest również prawdopodobieństwo kłopotów w nauce. Zazwyczaj to oddzielenie rodziców od dzieci jest wyborem rodziców, nie dzieci. Glen Nimnicht, wcześniej główny psycholog programu Head Start [amerykański publiczny program edukacji wczesnoszkolnej- red.] , twierdzi dziś, że dziecko, którego matka nawet przez 20 czy 30 minut dziennie czyta mu lub bawi się z nim, wyjdzie na tym lepiej, niż gdyby spędzało kilka godzin dziennie w przedszkolu razem ze wszystkimi tymi małymi socjalizatorami.
Wielu obawia się, że konsekwencją takiego rozumowania będzie pozbawienie nauczycieli pracy. Niekoniecznie. Społeczeństwo stoi dziś przez wielkim wyzwaniem związanym z określeniem istoty rodzicielskiej odpowiedzialności za edukację i wychowanie dzieci. Nauczyciele i ustawodawcy zdołali w jakiś sposób przekonać wiele matek i ojców, że szkoły mogą zastąpić rodziców. Największym wkładem nauczycieli [w reformę oświaty] może być przekonanie rodziców, że posiadają wyjątkowe przywileje i ponoszą wyłączną odpowiedzialność [za wychowanie i kształcenie swoich dzieci], a nie nakłanianie ich czy żądanie od nich zrzeczenia się owych przywilejów i odpowiedzialności poprzez niepotrzebną instytucjonalizację ich dzieci. „Musimy podjąć decyzję – sugeruje Sylvia Parmenter, matka z Royal Oak w stanie Michigan – czy nasze dzieci mają być własnością państwa od coraz wcześniejszych lat czy też ci z nas, którzy chcą, mogą zatrzymać je i ofiarować im ciepło i bezpieczeństwo, którego potrzebują w tych newralgicznych latach.”
Jeśli macie ochotę na doświadczenie, które może otworzyć wam oczy, wybierzcie się do kilku przypadkowych przedszkoli. Obserwujcie uważnie wybrane dzieci i ich reakcje na rówieśników i dorosłych. A teraz wyobraźcie sobie te dzieci w ich własnych domach – urzeczywistniające swoje pomysły w samotności, koncentrujące na sobie uczucia matki w chwili, w której im czyta, drzemiące bezpiecznie w swoich własnych łóżkach.
Oczywiście nie wszyscy będą sobie mogli pozwolić na ten luksus. Ale dlaczego pozbawiać dzieci poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji i poczucia własnej wartości – tak rzadko spotykanych wśród dzisiejszych dzieci – o ile nie jest to absolutnie konieczne? Odnosząc się do tych potrzeb, znany i uznany psycholog dziecięcy John Bowlby ze Światowej Organizacji Zdrowia, stwierdza, że nawet zły dom jest lepszy dla małego dziecka niż dobra instytucja [opiekuńcza]. Kiedy pierwszy raz to usłyszeliśmy, byli zaskoczeni. Kiedy jednak uważnie przeanalizowaliśmy ponad 7 tys. opracowań dotyczących wczesnego dzieciństwa, przedyskutowaliśmy problem z wiodącymi autorytetami w zakresie związków dzieci w rodzicami i zbadaliśmy wiele domów i szkół, zyskaliśmy przekonanie, że John Bowlby nie jest daleki od prawdy. Jeśli chcesz mieć naprawdę społeczne, zrównoważone dziecko, ofiaruj mu ciepły, spójny i odpowiadający na jego potrzeby dom do momentu, aż osiągnie 8 czy 10 rok życia, o ile tylko jest to możliwe. Nie przejmuj się modnymi metodami kształcenia i wychowywania, po prostu bądź przy swoich dzieciach ograniczając do minimum wpływy z zewnątrz. To może wydawać się staromodne, ale czy nie jest takie również złoto?
Bibliografia
Bandura, Albert; Ross, Dorothea, and Ross, Sheila A. "Transmission of Aggression Through Imitation of Aggressive Models," Journal of Abnormal and Social Psychology 62 (1961): 575-582.
Bowlby, John. Maternal Care and Mental Health. New York: Schocken Books, 1967.
Bronfenbrenner, Urie. Two Worlds of Childhood — U.S. and U.S.S.R. New York: Simon and Schuster, 1970.
Condry, John C., Jr.; Siman, Michael L., and Bronfenbrenner, Urie. "Characteristics of Peer- and Adult-Oriented Children." Unpublished manuscript. Department of Child Development, Cornell University, 1968.
Engel, Martin. n.d. The Care and Feeding of Children for Fun and Profit: Some Thoughts on Day Care. Unpublished manuscript. National Demonstration Center in Early Childhood Education.
Felker, Donald W. Building Positive Self-Concepts Minneapolis: Burgess Publishing Co., 1974.
Hymes, J. L. "A Child Centered Program." In Teaching the Child Under Six. Columbus, Ohio: Merrill Publishing Company, 1968.
Kastel, Janet. Documented interview with Raymond S. Moore. Hewitt Research Center, Berrien Springs, Michigan. October, 1973.
Ladies’ Home Journal. "The New Department: Mothers’ Meetings." (February 1902): 16.
McCurdy, Harold G. "The Childhood Pattern of Genius." Horizon 2 (May 1960): 38.
Nimnicht, Glen. Letter to R. S. Moore. 29 September 1972.
Parmenter, Sylvia. Conversation with R. S. Moore. May, 1976.
Riles, W. The Early Childhood Education Program Proposal. Sacramento: California State Department of Education. 1972.
Stanwyck, D. J.; Felker, D. W.; and Van Mondfrans, A. P. "An Examination of the Learning Consequences of One Kind of Civil Disobedience." Educational Theory (1971).
Opracowanie wydane przez Międzynarodową Akademię Medycyny Zapobiegawczej (the International Academy for Preventive Medicine), zaprezentowane na spotkaniu Akademii w Bad Nauheim w Niemczech, 11 czerwca 1976 r.
**Dr Moore jest głównym autorem takich poradników dla rodziców jak „Lepiej późno niż wcześnie” (Better Late than Early, Reader’s Digest-McGraw Hill, 1976), „Szkoła może poczekać” (School Can Wait, Brigham Young University Press, 1979) oraz współautorem ponad 30 innych książek na temat małych dzieci i rodziny.
Autor: Dr Raymond S. Moore**Przekład: Dorota KonowrockaRedakcja: Natalia DueholmPrzekład publikujemy za zgodą dr. Moore’a
100% PRAWDY!
Na pierwszy rzut oka to wszystko wydaje się tak logiczne, że ty, jako zatroskany rodzic, nie możesz się już doczekać chwili, w której twoje dziecko rozpocznie systematyczną edukację i socjalizację. Tymczasem jest to doświadczenie, którego większość małych dzieci po prostu nie potrzebuje. Małe dzieci to nie to samo, co mali dorośli. Nie myślą, nie działają i nie reagują tak, jak dorośli. W ich przypadku przebieg procesów umysłowych, emocjonalnych i społecznych jest zupełnie odmienny.
Wartość wczesnej edukacji od dawna jest kwestionowana przez specjalistów [zajmujących się rozwojem] dzieci. Jednakże w długim okresie to mity związane z wczesną socjalizacją mogą być większym zagrożeniem. Małe dzieci są, co oczywiste, często niezwykle podniecone tłumem rówieśników, ale w wieku przedszkolnym ta ekscytacja będzie dla nich raczej źródłem zakłopotania i zmieszania, a nie drogą do prawdziwego uspołecznienia. Wczesna socjalizacja często tak naprawdę wywołuje tendencje antyspołeczne, robiąc z przedszkolaków małych buntowników, o ile nie prawdziwych neurotyków. W okresie dojrzewania tendencje te wywołują prawdziwe spustoszenie.
W 1902 r. czasopismo Ladies’ Home Journal jako pierwsze zamieściło na swoich łamach dział listów od czytelników – pomysł ten jest teraz powszechnie wykorzystywany w prasie. Jednym z [poruszanych przez czytelników] zagadnień stał się wiek, w którym dzieci idą do szkoły. W kolejnych listach rodzice przytaczali przykłady fizycznych i psychicznych problemów zdrowotnych dzieci, które zbyt wcześnie poszły do szkoły. Jeden z rodziców opisał eksperyment przeprowadzony przez kilka rodzin. Odkryły one, że po przyjęciu urodzinowym jednego z dzieci, na które zaproszono 20 czy 30 maluchów, mali uczestnicy byli zbyt podnieceni, by zasnąć, a następnego dnia okazywali rozdrażnienie. Podobne problemy nie pojawiły się, kiedy na przyjęcie zaproszono tylko czworo czy pięcioro dzieci.
Dziś, po prawie 75 latach, warunki się zmieniły, ale wrażliwość naszych dzieci pozostała taka sama. Wiele badań dowodzi, że żadna instytucja zajmująca się socjalizacją dzieci nie wywiera tak silnie pozytywnego wpływu ani nie zapewnia takiego poczucia bezpieczeństwa jak rozsądni, konsekwentni rodzice [wychowujący swoje dzieci] w klimacie ciepłego i odpowiadającego na ich potrzeby domu.
Psychologowie dziecięcy wykazują, że dzieci radzą sobie bardzo dobrze, kiedy mogą działać wspólnie z jedną osobą bądź pracować w niewielkiej grupie złożonej z dwóch do czterech osób. Kiedy jednak spotykają się z grupą o liczebności klasy szkolnej po to, by uczestniczyć w typowych dla szkoły zajęciach, stają się spięte i zestresowane.
Jako rodzic, powinienem mądrze rozważyć, jakiego rodzaju istotą społeczną chciałbym widzieć moje dziecko. Wielu przedszkolaków może faktycznie zostać „zsocjalizowanych”, ale nie bądźcie zaskoczeni, jeśli rozwiną w sobie negatywne zachowania społeczne. To może się zdarzyć nawet wówczas, gdy nauczyciel czy opiekun jest ekspertem. Z drugiej strony, małe dzieci, którym pozostawiono czas na osiągnięcie naturalnej dojrzałości, z większym prawdopodobieństwem staną się altruistycznymi istotami społecznymi, które zdołały rozwinąć w sobie pozytywne wzorce zachowań społecznych.
Jakość społecznych zachowań dziecka zależy nie tyle od liczby dzieci, z którymi zwykło się bawić, ile od jego emocjonalnej stabilności, poczucia własnej wartości i nieegoistycznej troski o innych. Zazwyczaj jest odzwierciedleniem jakości rodzicielskiego przykładu i siły przywiązania do ciepłych, konsekwentnych rodziców.
Niedawno dwóch dziadków w dwóch niezależnych rozmowach stwierdziło, że ich mali wnukowie są tak bystrzy i dojrzali, że nie ośmieliliby się pozbawić ich „społecznej przewagi” przedszkola. [Tymczasem] dr Harold McCurdy z Uniwersytetu Północnej Karoliny przeanalizował dzieciństwo 20 wybranych geniuszy i wyodrębnił trzy czynniki wspólne dla wszystkich analizowanych wybitnych postaci historycznych. Na tej krótkiej liście znalazły się następujące czynniki:
(1) wysoki poziom uwagi skupianej na dziecku przez rodziców i innych dorosłych, wyrażanej w intensywnym kształceniu i, zazwyczaj, ogromnej miłości; (2) izolacja od innych dzieci, zwłaszcza spoza rodziny; (3) wybujała fantazja, jako reakcja na dwa wspomniane wcześniej czynniki.
Dr McCurdy zamknął swoje rozważania wnioskiem, że nasz system edukacyjny w postaci znanej nam obecnie powoduje „redukcję wszystkich trzech wspomnianych wyżej wartości do minimum” i, jak sądzi McCurdy, raczej ogranicza niż wspiera wybitne jednostki.
Budując pozytywne zachowania społeczne
Nie jest trudno zrozumieć pozytywne i negatywne wzorce zachowań społecznych. Weźmy za przykład matkę, która angażuje swoje dziecko w prace domowe. Z punktu widzenia dziecka bawi się ono „w dom” na najwyższym możliwym poziomie. Kiedy dziecko zaczyna stawiać pierwsze kroki, może nauczyć się odkładać swoje zabawki do pudełka w rogu pokoju. Może pomagać w ścieleniu łóżek rozciągając narzuty i wygładzając prześcieradła. Oczywiście na początku nie będzie zbyt pomocne, ale odrobina cierpliwości pozwoli zasiać w nim ziarna porządku, odpowiedzialności i pracowitości, które przy rozsądnej i konsekwentnej pielęgnacji wydadzą owoce: umiejętność polegania na sobie i altruizm. Rozwinięte w ten sposób silne poczucie własnej wartości jest podstawą rozwoju prawdziwie stabilnego, społecznego dziecka – czy ogólniej: osoby w dowolnym wieku. W chwili osiągnięcia wieku trzech czy czterech lat takie dziecko będzie już potrafiło nakryć i posprzątać ze stołu, licząc noże, widelce, łyżki i talerze, a przy tym rozwijając swój zmysł porządku i ucząc się podstaw arytmetyki. Już wkrótce będzie pomagać przy przyrządzaniu potraw, liczeniu jajek, odmierzaniu mąki i krojeniu jabłek, powiększając przy tym zasób swojej wiedzy i umiejętności. Osiągając wiek ośmiu czy dziewięciu lat – czyli dla większości dzieci najbardziej odpowiedni wiek do rozpoczęcia nauki w szkole – będzie potrafiło posprzątać dom, przygotować, a często nawet kupić jedzenie, wyprasować ubrania, przyszyć guzik i być dla swoich rodziców pomocą, a nie obciążeniem.
To doświadczenie będzie jeszcze bardziej owocne, jeśli pewną część dnia spędza z dziećmi – chłopcami i dziewczynkami – ojciec. Zaangażowanie we wspólne wykonanie nawet najprostszych zabawek i wspólne czynności takie jak pastowanie butów, mycie samochodu, pielenie ogrodu czy budowa karmnika dla ptaków zostanie później odwzajemnione przez dziecko, pomagając uniknąć buntu, który często można spodziewać się w innym przypadku. Dla małego dziecka zwykły kawałek pomalowanej deski jest wyzwaniem dla wyobraźni. To może być łódka, samochód, ciężarówka; a z drugim kawałkiem deski – nawet samolot. Istotne jest to, że (1) on i tata lub mama zbudowali go wspólnie i że (2) ta zabawka, w przeciwieństwie do większości zabawek, pozostawia jakieś pole dla wyobraźni. Twórcza iskra rozniecona przyjaźnią z rodzicem – czy to matką czy ojcem – buduje w dzieciach tak pożądaną niezależność. Dzieci, które dzielą z rodzicami domowe obowiązki, czują się potrzebne i chciane, a ponadto czują, że ktoś na nich polega. Te doświadczenia są kamieniem węgielnym poczucia własnej wartości i pozytywnych, altruistycznych zachowań społecznych.
Niektórzy powiedzą, że to może działać na przedmieściach czy na wsi, ale co z dziećmi, które dorastają w miastach? I załóżmy jeszcze, że nie mają ojca? Pamiętajmy, że dzieci w szkołach miejskich są generalnie produktem swojego środowiska. Chodzenie do szkoły nie czyni rówieśników twoich dzieci lepszymi towarzyszami niż dzieci z sąsiedztwa. Oczywiście, jeśli ufasz nadzorowi nauczyciela bardziej niż swojemu własnemu, twoje dziecko może wyjść na tym lepiej. Pamiętaj jednak, że nauczyciel nie może zazwyczaj zapewnić tak troskliwej opieki jak ty. Pamiętaj też, że dla małych, 7-8-letnich dzieci, twoje ciepłe, konsekwentne reagowanie na ich potrzeby jest najsilniejszym możliwym narzędziem pozytywnej socjalizacji. Twój wpływ jest tak silny, że jeśli będziesz zmuszony pracować – dziecko to zrozumie i zareaguje z większą pewnością siebie i z silniejszym przywiązaniem niż gdyby Twoja nieobecność nie było niezbędna.
W kierunku negatywnego uspołecznienia
Niektórzy mogą argumentować, że przedszkole nie jest podobne do przyjęcia urodzinowego dla 15 do 30 dzieci. W rzeczywistości, o ile opiekun nie jest ekspertem, zazwyczaj bywa jeszcze gorsze. Dziecko pozostawia za sobą relację jeden-do-jednego, jaką nawiązywało ze swoimi rodzicami, aby konkurować z wieloma rówieśnikami o uwagę nauczyciela. Ponadto angażuje się w niezdrową rywalizację o aprobatę rówieśników i przyjmuje podzielane przez nich wartości, czasem na całe życie. Szereg badaczy, m.in. Albert Bandura, John Condry, Michael Siman i Urie Bronfenbrenner, wskazuje, że jeszcze niecałe pokolenie temu nasze dzieci porzucały wartości wyznawane przez rodzinę i zwracały się ku wartościom wyznawanym przez rówieśników w wieku, w którym potrafiły już posługiwać się własnym rozumem. Dziś podlegają [silnemu] wpływowi rówieśników już w przedszkolu. W niektórych amerykańskich przedszkolach jest to niewątpliwie mniej rozumiane niż w innych. Opieka nad maluchami poniżej siódmego roku życia zorganizowana w 15-, 20-, 30-osobowych czy nawet większych grupach dla większości z nich nie jest najlepszym sposobem zapewnienia im twórczych wyzwań, poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji oraz rozwoju własnej tożsamości. Dopóki dziecko czuje się niepewnie lub też czuje się zależne od swoich rówieśników, będzie mu brakowało zdrowego poczucia własnej wartości. (Pamiętajmy, że zdrowa samoocena jest podstawowym warunkiem pozytywnego nastawienia do innych). Jeśli dziecko jest zalęknione lub samolubne z natury, jego samoocena będzie relatywnie niska.
Janet Kastel, prowadząca seminaria dla nauczycieli w szeregu izraelskich kibuców, zauważa występującą u małego dziecka potrzebę samotności, której zaspokojenie umożliwia urzeczywistnianie własnych pomysłów. To w istocie czynnik kluczowy dla pozytywnych relacji społecznych – pewność siebie [zbudowana] bez ingerencji innych. Opisuje ona jak w kibucu, który nie jest [z natury] organizacją zorientowaną na rodzinę, dzieci nie mają nawet czasu ani miejsca, aby sobie samotnie popłakać, nie będąc skazanymi na obecność innych dzieci, przyglądających się czy nawet robiących sobie żarty. Dzieci przystosowują się do tego. I dorastają, coraz bardziej zależne od swoich rówieśników, pod każdym względem, emocjonalnie i społecznie. Inicjatywa i kreatywność są tłamszone. Zanim osiągną wiek dojrzewania, podejmowanie decyzji na własną rękę, bez aprobaty grupy, staje się dla nich doświadczeniem traumatycznym, do tego stopnia, że niektórzy całkowicie przestają podejmować takie decyzje. Faktycznie, stwierdza Janet Kastel, stają się doskonałymi żołnierzami.
Jeśli już szkoła musi dostarczać opiekę dla małych dzieci, niech będzie ona możliwie najbardziej zbliżona do ciepłego, odpowiadającego potrzebom dziecka, konsekwentnego domu. Poniżej podano cechy wyróżniające – zgodnie z naszymi badaniami (Moore, Kordenbrock & Moore, 1976) wybijające się przedszkola i ośrodki opieki:
(1) Opiekukowie i nauczyciele są ciepli, odpowiadają na potrzeby dzieci, są konsekwentni
(2) Stosunek liczby dzieci do liczby dorosłych jest niski
(3) Zajęcia odbywają się w budynkach podobnych do domów mieszkalnych, a nie budynków szkolnych
(4) Dzieci zbierają się w pokojach, a nie klasach, bawiąc się w grupach podobnych do rodzeństwa różniącego się wiekiem
(5) Wrażliwość na często występującą potrzebę wyrównywania różnic językowych i kulturalnych
(6) Umożliwienie zdobywania doświadczeń związanych z prowadzeniem domu, takich jak pielęgnowanie ogrodu, gotowanie, sprzątanie, kosztem tradycyjnych zabaw na placu zabaw.
(7) Programy zajęć wolne od formalnego nauczania, orientacji edukacyjnej czy nawet pierwszych stresów związanych z określaniem gotowości szkolnej.
(8) Uwzględnienie w czasie zajęć drzemki lub czasu odpoczynku dla wszystkich dzieci.
(9) Ciągłość zatrudnienia tych samych nauczycieli
(10) Nauczyciele postrzegający swoją rolę jako zastępcy rodziców, a nie pedagodzy.
Najlepsze przedszkola i ośrodki opieki uznają ważność tych czynników. W australijskim Melbourne miasto kupuje [z własnych środków] domy mieszkalne i przeznacza je na ośrodki opieki dla dzieci mieszkających w pobliżu. Dzieci bawią się [tam] i pracują w niewielkich grupach liczących od czterech do sześciu osób, co pozwala uniknąć ich nadmiernego podekscytowania. W szkole założonej przez Rudolpha Steinera w Stuttgarcie w Niemczech (lub inaczej w szkole waldorfowskiej) dzieci „bawiły się w dom” tak, jakby były w prawdziwym domu – mieląc [ziarno na] mąkę, piekąc chleb, jedząc przyrządzone przez siebie potrawy, sprzątając, uprawiając ogród, piorąc, prasując, szyjąc itd. To było najlepsze przedszkole, jakie widzieliśmy, podobne do wielkiej rodziny. W podobnej szkole w Salzburgu w Austrii nauczyciele, najczęściej studenci uniwersytetu, rozmyślnie zachowywali się raczej jak rodzice niż pedagodzy, a podobieństwo do prawdziwego domu było szybko wyczuwalne.
Stosunek liczby dorosłych do liczby dzieci zarówno w Melbourne, jak i w Stutgarcie kształtował się na poziomie 1:5. Szkoły steinerowskie wyróżniały się jeszcze jedną cechą, dzięki której były najbardziej zbliżone do prawdziwego domu. Jeden i ten sam nauczyciel prowadził grupę dzieci w kolejnych latach, dostarczając im istotnego dla nich poczucia ciągłości. Należy [w tym miejscu] zauważyć, że efektywność najlepszych przedszkoli zależy generalnie od tego, w jakim stopniu udaje im się naśladować dobry dom. Nasuwa się pytanie, dlaczego w takim razie należy w ogóle zabierać dzieci z ich własnych domów, o ile nie jest to absolutnie konieczne?
Piorunujący jest wpływ grupy rówieśniczej na małe dziecko, którego system wartości nie jest jeszcze dobrze określony; które nie nauczyło się jeszcze polegać na sobie samym; które nie czuje się do tego prawdziwie chciane i potrzebne. Jeśli dziecko nie miało czasu na to, by ukształtować własną niezależność, szybko uczy się naśladować zachowanie rówieśników i przyjmuje ich stosunek do życia.
James Hymes, uznany specjalista zajmujący się wczesnym dzieciństwem, zauważa podobnie jak czytelnicy Ladies’ Home Journal w 1902 r., że małe dzieci radzą sobie dobrze w relacjach dwustronnych, jeden na jednego. Bawią się ładnie w małych grupach liczących od dwóch do czterech osób. Kiedy jednak „początkujący społecznie” maluch zostanie umiejscowiony w dużej grupie, pojawia się u niego napięcie i poddenerwowanie. To może wyglądać jak ekscytacja, ale dla dziecka niekoniecznie jest to zabawne. O ile niewielka dawka stresu może sprzyjać procesowi uczenia się, odrobinę większa powoduje rozpad zdolności postrzegania i rozumienia u małego dziecka. Psycholog dziecięcy Urie Bronfenbrenner zauważa, że pozbawienie rodziny jej podstawowej roli w zakresie wychowywania dzieci “jest głównym czynnikiem grożącym załamaniem się procesu socjalizacji w Ameryce”. Zauważa on, że instytucje inne niż rodzina „stworzyły i utrwaliły podzielony na grupy wiekowe, a przy tym często niemoralny i antyspołeczny świat, w którym nasze dzieci żyją i dorastają”. A instytucjami, które w największym stopniu – ze względu na ich strukturę i ograniczoną troskę [o dzieci] – przyczyniły się do tych społecznie niszczących zjawisk, są nasze szkoły (Bronfenbrenner, Two Worlds of Childhood — U.S. and U.S.S.R., strony 152 and 153).
Stwierdzono, że dzieci uczęszczające do szkół podstawowych mają generalnie problemy z utrzymaniem poczucia własnej wartości (Stanwyck, 1971). Donald Felker wskazuje, że samoocena dzieci wkraczających w mury szkoły i poddawanych naciskom pierwszych szkolnych lat systematycznie spada. Płynie z tego wniosek, że szkoła ze swej natury ma szkodliwy wpływ na obraz samego siebie u dziecka. Na poziomie piątej klasy samoocena dzieci zaczyna ponownie rosnąć. Szkoła jest trudnym doświadczeniem dla wszystkich dzieci, ale te, które rozpoczynają naukę z niską samooceną, są w szczególnie trudnej sytuacji. Innymi słowy, nacisk wywierany przez szkołę szczególnie negatywnie wpływa na te dzieci, które już i tak są w najmniej uprzywilejowanej sytuacji (Donald W. Felker, Building Positive Self-Concepts, Burgess Publishing Co., Minneapolis, MN, 1974).
Zauważmy, że na poziomie piątej klasy, czyli w wieku 10-11 lat, dzieci zaczynają odnajdywać same siebie. Jeśli te dzieci, o ile jest to możliwe, pozostaną w relacjach dwustronnych, jeden do jednego, w warunkach ciepłego, spójnego i odpowiadającego na ich potrzeby domu, będą miały o wiele więcej okazji do tego, by dojrzeć i ustabilizować swoją samoocenę. Jest jednocześnie mniej prawdopodobne, że szkoła im w tym przeszkodzi. W przypadku dzieci, które muszą korzystać z opieki poza domem, powinna być ona tak zbliżona do środowiska domowego, jak tylko jest to możliwe.
Może nam się wydawać, że przedszkola, do których chodzą nasze dzieci, są doskonałe. I wiele z nich rzeczywiście jest, zwłaszcza te, które podawane są jako przykłady na uniwersytetach. Ale większość przedszkoli jest daleka od idealnego wzorca „ogródków dziecięcych”, a wiele z nich to wręcz dziecięce getta. Pod względem bezpieczeństwa [odczuwanego przez dziecko], tylko bardzo dobra szkoła może stać się satysfakcjonującym substytutem nawet kiepskiego domu.
Szkolny kurator stanu Kalifornia Wilson Riles twierdzi, że korzystna proporcja liczby dorosłych do liczby dzieci [w instytucjach edukacyjnych tego stanu] pozwala zaspokoić wspomniane potrzeby dzieci. Ten niski stosunek liczby dzieci do liczby dorosłych osiągnięto angażując do współpracy rozmaitych wolontariuszy, pomocników oraz rodziców. To są kosmetyczne zmiany, które niekoniecznie działają na korzyść dzieci. Nie umożliwiają one bowiem dzieciom nawiązywania tak potrzebnych im relacji jeden-do-jednego i nie dają poczucia ciągłości. W rzeczywistości, dzieci mogą przywiązać się do szczególnie atrakcyjnego wolontariusza lub zastępczego rodzica, który pewnego dnia po prostu nie przyjdzie z powodu urlopu lub choroby. I minitragedia gotowa. „Paradoksalnie – mówi Bronfenbrenner, (Two Worlds of Childhood — U.S. and U.S.S.R., strona 97) – im więcej ludzi naokoło, tym mniejsza szansa na głęboki kontakt”.
Dla naszych małych dzieci [czas spędzony w przedszkolu] to czas przelotnych, przemijających relacji. Większość z nich nie potrzebuje aż tyle ekscytujących wrażeń, tak rozbuchanego środowiska społecznego, tak wielkiego widowiska różnorodności. Potrzebują ciszy, stabilizacji i związków z wybranymi osobami, nie osłabianych przez przedszkole, o ile tylko jest to możliwe. Jeśli nie możemy umożliwić im dorastania w domu, powinniśmy stworzyć dla nich środowisko tak zbliżone do domowego, jak to tylko możliwe. Nasze dzieci w o wiele większym stopniu polegają na swoich rówieśnikach dziś niż 10 czy 20 lat temu. Dotyczy to każdego wieku i poziomu nauczania. Rodzice, jak źródło informacji i bezpieczeństwa, stają się coraz mniej istotni. Być może niektórym rodzicom i nauczycielom to nie przeszkadza. Ale nie tym, którzy naprawdę troszczą się o dobro swoich dzieci.
Martin Engel, który kierował Narodowym Centrum Pokazowym Opieki Dziennej (the National Day Care Demonstration Center), mówi: „To, że pozbywamy się naszych dzieci, nawet tylko częściowo, dociera do nich o wiele żywiej niż wszelkie nasze uzasadnienia, zgodnie z którymi przedszkole jest świetne dla dzieci ze względu na dobre kontakty z rówieśnikami, możliwość uczenia się czy budowania podstaw pod przyszłe życie w szkole i poza nią. Nawet najlepsza, najbardziej ludzka i zindywidualizowana opieka dzienna nie może wynagrodzić dzieciom uczucia odrzucenia, którego nieświadomie doświadczają.”
Wzrastająca liczba psychologów i psychiatrów uważa zależność od rówieśników za “zarazę społeczną” i kwestionuje obecnie niepotrzebne wysyłanie dzieci do przedszkola. Dr Bronfenbrenner zauważa na bazie swoich badań, że dzieci poniżej szóstej klasy, które spędzają więcej wolnego czasu z rówieśnikami niż z rodzicami i innymi dorosłymi, mają nikłe pojęcie o swoich rówieśnikach, rodzicach, samych sobie i swojej przyszłości. W ich przypadku większe jest również prawdopodobieństwo kłopotów w nauce. Zazwyczaj to oddzielenie rodziców od dzieci jest wyborem rodziców, nie dzieci. Glen Nimnicht, wcześniej główny psycholog programu Head Start [amerykański publiczny program edukacji wczesnoszkolnej- red.] , twierdzi dziś, że dziecko, którego matka nawet przez 20 czy 30 minut dziennie czyta mu lub bawi się z nim, wyjdzie na tym lepiej, niż gdyby spędzało kilka godzin dziennie w przedszkolu razem ze wszystkimi tymi małymi socjalizatorami.
Wielu obawia się, że konsekwencją takiego rozumowania będzie pozbawienie nauczycieli pracy. Niekoniecznie. Społeczeństwo stoi dziś przez wielkim wyzwaniem związanym z określeniem istoty rodzicielskiej odpowiedzialności za edukację i wychowanie dzieci. Nauczyciele i ustawodawcy zdołali w jakiś sposób przekonać wiele matek i ojców, że szkoły mogą zastąpić rodziców. Największym wkładem nauczycieli [w reformę oświaty] może być przekonanie rodziców, że posiadają wyjątkowe przywileje i ponoszą wyłączną odpowiedzialność [za wychowanie i kształcenie swoich dzieci], a nie nakłanianie ich czy żądanie od nich zrzeczenia się owych przywilejów i odpowiedzialności poprzez niepotrzebną instytucjonalizację ich dzieci. „Musimy podjąć decyzję – sugeruje Sylvia Parmenter, matka z Royal Oak w stanie Michigan – czy nasze dzieci mają być własnością państwa od coraz wcześniejszych lat czy też ci z nas, którzy chcą, mogą zatrzymać je i ofiarować im ciepło i bezpieczeństwo, którego potrzebują w tych newralgicznych latach.”
Jeśli macie ochotę na doświadczenie, które może otworzyć wam oczy, wybierzcie się do kilku przypadkowych przedszkoli. Obserwujcie uważnie wybrane dzieci i ich reakcje na rówieśników i dorosłych. A teraz wyobraźcie sobie te dzieci w ich własnych domach – urzeczywistniające swoje pomysły w samotności, koncentrujące na sobie uczucia matki w chwili, w której im czyta, drzemiące bezpiecznie w swoich własnych łóżkach.
Oczywiście nie wszyscy będą sobie mogli pozwolić na ten luksus. Ale dlaczego pozbawiać dzieci poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji i poczucia własnej wartości – tak rzadko spotykanych wśród dzisiejszych dzieci – o ile nie jest to absolutnie konieczne? Odnosząc się do tych potrzeb, znany i uznany psycholog dziecięcy John Bowlby ze Światowej Organizacji Zdrowia, stwierdza, że nawet zły dom jest lepszy dla małego dziecka niż dobra instytucja [opiekuńcza]. Kiedy pierwszy raz to usłyszeliśmy, byli zaskoczeni. Kiedy jednak uważnie przeanalizowaliśmy ponad 7 tys. opracowań dotyczących wczesnego dzieciństwa, przedyskutowaliśmy problem z wiodącymi autorytetami w zakresie związków dzieci w rodzicami i zbadaliśmy wiele domów i szkół, zyskaliśmy przekonanie, że John Bowlby nie jest daleki od prawdy. Jeśli chcesz mieć naprawdę społeczne, zrównoważone dziecko, ofiaruj mu ciepły, spójny i odpowiadający na jego potrzeby dom do momentu, aż osiągnie 8 czy 10 rok życia, o ile tylko jest to możliwe. Nie przejmuj się modnymi metodami kształcenia i wychowywania, po prostu bądź przy swoich dzieciach ograniczając do minimum wpływy z zewnątrz. To może wydawać się staromodne, ale czy nie jest takie również złoto?
Bibliografia
Bandura, Albert; Ross, Dorothea, and Ross, Sheila A. "Transmission of Aggression Through Imitation of Aggressive Models," Journal of Abnormal and Social Psychology 62 (1961): 575-582.
Bowlby, John. Maternal Care and Mental Health. New York: Schocken Books, 1967.
Bronfenbrenner, Urie. Two Worlds of Childhood — U.S. and U.S.S.R. New York: Simon and Schuster, 1970.
Condry, John C., Jr.; Siman, Michael L., and Bronfenbrenner, Urie. "Characteristics of Peer- and Adult-Oriented Children." Unpublished manuscript. Department of Child Development, Cornell University, 1968.
Engel, Martin. n.d. The Care and Feeding of Children for Fun and Profit: Some Thoughts on Day Care. Unpublished manuscript. National Demonstration Center in Early Childhood Education.
Felker, Donald W. Building Positive Self-Concepts Minneapolis: Burgess Publishing Co., 1974.
Hymes, J. L. "A Child Centered Program." In Teaching the Child Under Six. Columbus, Ohio: Merrill Publishing Company, 1968.
Kastel, Janet. Documented interview with Raymond S. Moore. Hewitt Research Center, Berrien Springs, Michigan. October, 1973.
Ladies’ Home Journal. "The New Department: Mothers’ Meetings." (February 1902): 16.
McCurdy, Harold G. "The Childhood Pattern of Genius." Horizon 2 (May 1960): 38.
Nimnicht, Glen. Letter to R. S. Moore. 29 September 1972.
Parmenter, Sylvia. Conversation with R. S. Moore. May, 1976.
Riles, W. The Early Childhood Education Program Proposal. Sacramento: California State Department of Education. 1972.
Stanwyck, D. J.; Felker, D. W.; and Van Mondfrans, A. P. "An Examination of the Learning Consequences of One Kind of Civil Disobedience." Educational Theory (1971).
Opracowanie wydane przez Międzynarodową Akademię Medycyny Zapobiegawczej (the International Academy for Preventive Medicine), zaprezentowane na spotkaniu Akademii w Bad Nauheim w Niemczech, 11 czerwca 1976 r.
**Dr Moore jest głównym autorem takich poradników dla rodziców jak „Lepiej późno niż wcześnie” (Better Late than Early, Reader’s Digest-McGraw Hill, 1976), „Szkoła może poczekać” (School Can Wait, Brigham Young University Press, 1979) oraz współautorem ponad 30 innych książek na temat małych dzieci i rodziny.
Autor: Dr Raymond S. Moore**Przekład: Dorota KonowrockaRedakcja: Natalia DueholmPrzekład publikujemy za zgodą dr. Moore’a
wtorek, 2 lutego 2016
Skutki nie karmienia piersią dla dziecka.
Czy to mama powinna/może wybierać/decydować o tym, czy karmić dziecko piersią?
Uważam, że mama ma obowiązek karmić dziecko mlekiem z piersi.
http://karmicielka.pl/index.php/2016/01/29/skutki-nie-karmienia-piersia-u-dziecka/
środa, 16 grudnia 2015
Porównanie składu mleka modyfikowanego i mleka mamy
Zanim podasz sztuczną mieszankę zastanów się 1000 razy albo i więcej, przeczytaj wszystko na jej temat w mądrych, sprawdzonych i wiarygodnych źródłach np:
książka "Księga rodzicielstwa bliskości" Sears
książka " Księga dziecka" Sears str 238-241 POLECAM!
książka "Polityka karmienia piersią" Palmer
oraz np tu:
http://dziecisawazne.pl/porownanie-skladu-mleka-mamy-i-mleka-modyfikowanego/
http://mataja.pl/2015/02/o-nocnym-mleku-czy-karmienie-noca-jest-potrzebne/
http://femaltiker.pl/karmienie-piersia/praktyczne-porady/
Nie daj oszukać siebie i dziecka !!!
Nadal chcesz dawać dziecku to co słyszysz w reklamie - "to co najlepsze"?
Mleko następne jest w piersiach mamy!
Pamiętaj, że tego co jest w mleku produkowanym w nocy w organizmie kobiety nie zajdziesz w żadnej sztucznej mieszance !!! Nocne karmienia są bardzo ważne, nie rezygnuj z nich!
P.S.
Chłopcy nadal piją mleko z piersi :) Z w ich wieku też piła :)
W nocy budzą się od ok 1 do ok 5 razy każdy :) Po co? W zależności od potrzeb, aby: napić się mleka z piersi (którego potrzebuje ich mózg do prawidłowego rozwoju), wody, przytulić się do mamy, taty, Zosi, posłuchać bajki o rycerzach, uspokoić się po wybudzeniu w czasie "koszmarów" itd. To zupełnie naturalne, dzieci śpią zupełnie inaczej niż dorośli, ich fazy snu mają inna częstotliwość zmian - to biologia=natura, o ile nie zostanie zaburzona przez rodziców ...
książka "Księga rodzicielstwa bliskości" Sears
książka " Księga dziecka" Sears str 238-241 POLECAM!
książka "Polityka karmienia piersią" Palmer
oraz np tu:
http://dziecisawazne.pl/porownanie-skladu-mleka-mamy-i-mleka-modyfikowanego/
http://mataja.pl/2015/02/o-nocnym-mleku-czy-karmienie-noca-jest-potrzebne/
http://femaltiker.pl/karmienie-piersia/praktyczne-porady/
Nie daj oszukać siebie i dziecka !!!
Nadal chcesz dawać dziecku to co słyszysz w reklamie - "to co najlepsze"?
Mleko następne jest w piersiach mamy!
Pamiętaj, że tego co jest w mleku produkowanym w nocy w organizmie kobiety nie zajdziesz w żadnej sztucznej mieszance !!! Nocne karmienia są bardzo ważne, nie rezygnuj z nich!
P.S.
Chłopcy nadal piją mleko z piersi :) Z w ich wieku też piła :)
W nocy budzą się od ok 1 do ok 5 razy każdy :) Po co? W zależności od potrzeb, aby: napić się mleka z piersi (którego potrzebuje ich mózg do prawidłowego rozwoju), wody, przytulić się do mamy, taty, Zosi, posłuchać bajki o rycerzach, uspokoić się po wybudzeniu w czasie "koszmarów" itd. To zupełnie naturalne, dzieci śpią zupełnie inaczej niż dorośli, ich fazy snu mają inna częstotliwość zmian - to biologia=natura, o ile nie zostanie zaburzona przez rodziców ...
sobota, 12 grudnia 2015
Miłość
Dziś ok 21.30
Antek zasypiając pije mleko z piersi, nagle przerywa, siada i patrząc mi w oczy mówi:
Dziękuję ci mamo, że jesteś bohaterem.
Pije dalej
Przerywa picie siada i: Kocham Cię, lubię kiedy czytasz mi bajki o rycerzach, dajesz mi całuski, opowiadasz mi historie o dinozaurach, bawisz się ze mną, dajesz mi mleko z piersi, to jest dla mnie przyjemne.
Pije dalej.
Śpi
Jan przebudził się w nocy, usiadł i powiedział: Przytul mnie, chce spać blisko ciebie. (spał wcześniej ok 30cm ode mnie;) Przytulił się, wskoczył pod moją kołdrę i zasnął.
Nigdy nie miej wątpliwości, czy warto spać z dzieckiem, czy warto poświęcić swój czas na zabawę, czytanie, wspólne gry
wtorek, 8 grudnia 2015
Rodzicielstwo Bliskości
Nie pamiętam, może już kiedyś linkowałam ale myślę, że warto jeszcze nie raz przypomnieć :)
http://bycblizej.pl/2015/05/19/wszystko-co-chcielibyscie-wiedziec-o-rodzicielstwie-bliskosci-ale-baliscie-sie-zapytac/
wtorek, 6 października 2015
Jak niezaspokojenie emocjonalne w dzieciństwie wpływa na psychikę dorosłego człowieka?
Posyłanie dziecka do instytucji żłobka, przedszkola lub pozostawianie z nianią poniżej wieku w którym jest gotowe na dłuższe rozstanie z rodzicami powinno mieć swoje konsekwencje w postaci opłacania przez rodziców terapii psychologicznej i leczenia dziecka w wieku dorosłym.
Osoby niedojrzałe emocjonalnie wciąż tkwią w okresie dzieciństwa.
PRZECZYTAJCIE: http://psychika.net/2009/12/jak-niezaspokojenie-emocjonalne-w.html
Zgadzam się w pełni z tym artykułem.


piątek, 25 września 2015
Matematyczne zabawy Z
Z 6 lat, 5 miesięcy
W ostatnim czasie bawimy się w liczenie do 100.
Utrwalamy znajomość dodawania i odejmowania do 10 i uczymy się do 20.
Dziecku nie jest łatwo zapamiętać, że dwanaście to 12, a dwadzieścia jeden to 21. Z niby to już wie ale zdarza jej się jeszcze mylić, aby nie traciła zdobytych już umiejętności i pewności siebie bawimy się w matematykę.
Co pomaga nam w nauce? Czym się bawimy?

Karty z tych zestawów za laminowałam aby posłużyły jeszcze nie jednemu dziecku ;)
Koralikami uwielbiają bawić się chłopcy, proszą nas abyśmy liczyli z nimi, często też liczą sami.
W ostatnim czasie bawimy się w liczenie do 100.
Utrwalamy znajomość dodawania i odejmowania do 10 i uczymy się do 20.
Dziecku nie jest łatwo zapamiętać, że dwanaście to 12, a dwadzieścia jeden to 21. Z niby to już wie ale zdarza jej się jeszcze mylić, aby nie traciła zdobytych już umiejętności i pewności siebie bawimy się w matematykę.
Co pomaga nam w nauce? Czym się bawimy?

Karty z tych zestawów za laminowałam aby posłużyły jeszcze nie jednemu dziecku ;)

Z książki "Odkrywamy liczby" Z dowiedziała się jaka jest historia cyfr arabskich i rzymskich, jakimi sposobami zapisywano ilości wiele wieków temu oraz jakie cyfry najczęściej możemy spotkać w bajkach :) Odkrywaliśmy też sens znajomości cyfr i liczb.


Bardzo dobrym ćwiczeniem utrwalającym znajomość cyfr oraz liczb jest łączenie kropek. Dla nas na tym etapie umiejętności najlepsza i najciekawsza dla Z okazała się "Kropka do kropki" 1-25. Z podobają się ilustracje i chętnie łączy kropki. Aby efekt pracy był dodatkowo atrakcyjny dostała od nas żelowe brokatowe pisaki :) Jest w nimi zachwycona, liczy i łączy :)
Dla młodszych dzieci od ok 2,5 -4 lat polecamy takie książeczki:

Sprawdziliśmy je z Z i dzięki nim utrwalała znajomość cyfr najpierw do 5, a później do 10.
Dla młodszych dzieci od ok 2,5 -4 lat polecamy takie książeczki:




Sprawdziliśmy je z Z i dzięki nim utrwalała znajomość cyfr najpierw do 5, a później do 10.
Mamy Montesoriańskie duże koraliki do nauki dodawania i odejmowania w zakresie 20 oraz małe koraliki do nauki liczb od 10 do 19.


Koralikami uwielbiają bawić się chłopcy, proszą nas abyśmy liczyli z nimi, często też liczą sami.
poniedziałek, 27 lipca 2015
Pszedszkole - żłobek dla 2-3 latka?
Nie tylko ja i większość psychologów uważamy, że przedszkole nie jest najlepszym miejscem dla maluchów ...
Polecam artykuł:
http://kreatywnik.bloog.pl/id,349942531,title,Dlaczego-2-latek-w-przedszkolu-to-zly-pomysl,index.html#komentarze
Rodzice maluszków w wieku 2-3 lata oraz 3-4 lata, jak również 4-5 lat zastanówcie się dobrze albo raczej bardzo dobrze zanim poczynicie ten wątpliwie odpowiedni krok posyłając wasze dziecko do placówki żłobkowej lub przedszkolnej, warto poczekać ...
sobota, 18 lipca 2015
Adaptacja w przedszkolu cz 2
http://wychowanie-dziecka.skarbiecwiedzy.net/przedszkole-czy-dom.html
Przedszkole czy dom?
- Czy posyłać malucha do przedszkola po to, by
nauczył się samodzielności i funkcjonowania w grupie rówieśniczej, czy
pozostawić go w domu, zapewniając bliskość mamy i poczucie
bezpieczeństwa. Takie pytanie zadaje sobie wiele rodziców, ale odpowiedź
wcale nie jest prosta i jednoznaczna. Wiele zależy od tego, co
konkretny dom, rodzina jest w stanie dać dziecku.
Jeśli mama nudzi się z maluchem i jeśli obcowanie z nim przede wszystkim ją męczy i w efekcie dziecko spędza np. większość czasu przed telewizorem, powinna czym prędzej zapisać je do przedszkola. Jeśli mama lubi i potrafi efektywnie spędzać czas ze swoim kilkulatkiem, proponuje mu rozwijające zabawy, wciąga w różne domowe zajęcia (z reguły fascynujące dla dziecka w tym wieku), to jest w stanie dobrze przygotować go do przyszłej roli ucznia. Jeżeli ma możliwość wyboru, powinna osobiście opiekować się pociechą.
Decyzję o tym, czy posyłać dziecko do przedszkola, należy podejmować rozważnie, uwzględniając wiek, cechy charakteru i stopień dojrzałości dziecka, nastawienie mamy oraz konkretną sytuację rodzinną.
Trzylatek nie jest przygotowany do rozłąki z mamą. Przeraża go hałas i tłum dzieci. Nie umie bawić się z kimś i koncentrować dłużej na jednym zajęciu. Z kolei czterolatek zaczyna interesować się rówieśnikami i można spróbować umieścić go, na 3-4 godziny w przedszkolu. Jeżeli jednak dziecko czuje się tam źle, należy z tego zrezygnować. Większość psychologów i pedagogów uważa, że optymalnym wiekiem do rozpoczęcia przedszkolnej edukacji jest ukończenie 5-6 lat. Dziecko w tym wieku chętnie nawiązuje kontakty z rówieśnikami, nie przeżywa tak dramatycznie rozłąki z domem. Jest otwarte i ciekawe świata. Jeśli dobrze się rozwija, jest śmiałe i znajdzie się w dobrym przedszkolu, wiele na tym zyska.
Warto jednak mieć na uwadze, że nie dla każdego dziecka pobyt w przedszkolu będzie dobry. Czasami może przynieść więcej strat niż zysków. Uczestniczenie w zajęciach przedszkolnych nie jest niezbędne dla prawidłowego rozwoju dziecka. Jeśli dziecko nie chodzi do przedszkola, niezmiernie ważne jest zapewnienie mu licznych i różnorodnych kontaktów społecznych. Dotyczy to przede wszystkim jedynaków. Rodzeństwo, towarzystwo do zabawy w domu rozwiązuje, choć nie całkowicie, ten problem. Oprócz dostarczenia dziecku wiedzy o świecie (nie wolno tego robić wyłącznie za pomocą telewizora), trzeba ćwiczyć sprawność wzrokową dziecka, proponować mu zabawy słuchowe, dużo z nim rozmawiać. Ważne, by miało szansę na rozwój zdolności manualnych i ruchowych.
W osiąganiu samodzielności nieodzowna jest pomoc w domowych pracach (odkurzaniu, robieniu ciasta itp.). Maluch - pomagając mamie i wykonując tak jak ona czynności dorosłych, zyskuje poczucie więzi rodzinnej i czuje się dowartościowany. Należy pamiętać również o kontaktach z ludźmi, znajomymi, sąsiadami, kolegami na podwórku.
komentarz psychologa:
Wiek przedszkolny (pomiędzy 3. a 7. rokiem życia) może być okresem krytycznym dla rozwoju osobowości dziecka. Rodzice sami mogą stwierdzić, czy maluch dojrzał do wyjścia na świat, obserwując jego zachowania w relacjach z innymi dziećmi. Jeśli pociecha trzyma się kurczowo spódnicy mamy, to znaczy, że nie przeszła pomyślnie od tzw. fazy symbiozy pełnej zależności od akceptacji i miłości matczynej do tzw. fazy separacji (dziecko jest w stanie odejść, oddalić się od mamy, wyruszyć na spotkanie świata). Posyłanie wtedy dziecka do przedszkola po to, żeby się usamodzielniło, nie rozwiąże jego problemów emocjonalnych. Raczej je pogłębi.
środa, 8 lipca 2015
Majowo, wiosennie ...
A i J 2 lata i 5 miesięcy
Z 6 lat i 7 miesięcy
Motorykę dużą ćwiczymy każdego dnia, na spacerach z mamą lub tatą, a kilka razy w tygodniu wspólnych całą rodziną :)
Staramy się aby nasze dzieci wychowywane były w "sportowym duchu" kochamy długie spacery, jazdę na rowerze, hulajnodze, rolkach i inne zabawy na świeżym powietrzu. Z uwagi na profesję taty często wykorzystujemy jego rekwizyty: bule dla dzieci, kręgle, łuki, chustę Klanza, liny, frisbee itd
W czasie deszczowych, dżdżystych dni jeździmy lub spacerujemy w poszukiwaniu różnych gatunków ślimaków ;)
Kocham długie wspólne spacery po naszej wsi :)
Mamy czas na rozmowy, zabawy, śmiechy, rozwiązywanie konfliktów, przytulanie ...
Nic nie zbliża nas do siebie tak bardzo jak długie wspólnie spędzone godziny każdego dnia :)
Poznajemy i wąchamy kwiaty, robimy bukiety :)
Dostaję niezliczoną ilość bukietów,
jeszcze ten,
ja mam dla ciebie plezent,
a ja mam dla ciebie mamo niespodziankę ...
Kocham te ich wyrazy miłości ...
Ekstremalnie szybkie bieganie po mostku
Na tym placu zabaw bawimy się zawsze w podróż statkiem Piotrusia Pana :) Wokół ocean, rekiny a my ratujemy Wendy i zagubionych chłopców :) Z ratuje tonącego A.
Ucieczka z wody na statek, rekiny podpływają ...
Rozkochujemy się w zapachu czeremchy ...
Trochę się bałam, chłopcy wspinali się po brzegu Odry, za nimi śluza, spieniona rwąca rzeka ...
J zbierał śmieci i wyrzucał do kosza ... nie mogłam zabronić takiej aktywności, to byłaby ekologiczna zbrodnia
Z pokochała wspinaczkę w parku linowym ;) wspaniałe ćwiczenia SI. Bardzo dziękujemy cioci za przypomnienie nam o tym wspaniałym miejscu :)
Z 6 lat i 7 miesięcy
Motorykę dużą ćwiczymy każdego dnia, na spacerach z mamą lub tatą, a kilka razy w tygodniu wspólnych całą rodziną :)
Staramy się aby nasze dzieci wychowywane były w "sportowym duchu" kochamy długie spacery, jazdę na rowerze, hulajnodze, rolkach i inne zabawy na świeżym powietrzu. Z uwagi na profesję taty często wykorzystujemy jego rekwizyty: bule dla dzieci, kręgle, łuki, chustę Klanza, liny, frisbee itd
W czasie deszczowych, dżdżystych dni jeździmy lub spacerujemy w poszukiwaniu różnych gatunków ślimaków ;)
Kocham długie wspólne spacery po naszej wsi :)
Mamy czas na rozmowy, zabawy, śmiechy, rozwiązywanie konfliktów, przytulanie ...
Nic nie zbliża nas do siebie tak bardzo jak długie wspólnie spędzone godziny każdego dnia :)
Poznajemy i wąchamy kwiaty, robimy bukiety :)
Dostaję niezliczoną ilość bukietów,
jeszcze ten,
ja mam dla ciebie plezent,
a ja mam dla ciebie mamo niespodziankę ...
Kocham te ich wyrazy miłości ...
Na tym placu zabaw bawimy się zawsze w podróż statkiem Piotrusia Pana :) Wokół ocean, rekiny a my ratujemy Wendy i zagubionych chłopców :) Z ratuje tonącego A.
Ucieczka z wody na statek, rekiny podpływają ...
Rozkochujemy się w zapachu czeremchy ...
Trochę się bałam, chłopcy wspinali się po brzegu Odry, za nimi śluza, spieniona rwąca rzeka ...
J zbierał śmieci i wyrzucał do kosza ... nie mogłam zabronić takiej aktywności, to byłaby ekologiczna zbrodnia
niedziela, 21 czerwca 2015
Reaguj na przemoc wobec dziecka!!! Nie tylko fizyczną, słowną i psychiczna również!!!
Czy reagujesz kiedy:
- ktoś krzyczy na dziecko w Twojej obecności?
- słyszysz długotrwały płacz dziecka u sąsiada?
- ktoś uderza lub straszy, że uderzy dziecko?
- widzisz nietrzeźwe osoby pod których opieką jest dziecko?
- dziecko płacze samotnie, a nikt dorosły bliski nie stara się mu pomóc?
- dziecko jest samo bez opiekuna na ulicy, pod domem, na klatce schodowej, podwórku, balkonie, ogródku i płacze w samotności przez dłuższy czas?
Reaguj ! ! ! ! ! ! ! !
Ne chodzi o pocieszanie ale o sprawdzenie co jest przyczyną płaczu.
Pozostawienie w czasie płaczu=stresu= bólu dziecka samego, bez jego zgody to porzucone go bez udzielenia mu pomocy, to też przemoc ! ! ! !
Ból psychiczny = strach, lęk, płacz z powodu rozłąki z bliska osobą, poczucia straty np zabawki, niesprawiedliwości, wywołuje w organizmie dziecka reakcje które powodują taki sam ból jak ból pourazowy !!!
http://jakreagowac.pl/#po_sasiedzku
- ktoś krzyczy na dziecko w Twojej obecności?
- słyszysz długotrwały płacz dziecka u sąsiada?
- ktoś uderza lub straszy, że uderzy dziecko?
- widzisz nietrzeźwe osoby pod których opieką jest dziecko?
- dziecko płacze samotnie, a nikt dorosły bliski nie stara się mu pomóc?
- dziecko jest samo bez opiekuna na ulicy, pod domem, na klatce schodowej, podwórku, balkonie, ogródku i płacze w samotności przez dłuższy czas?
Reaguj ! ! ! ! ! ! ! !
Ne chodzi o pocieszanie ale o sprawdzenie co jest przyczyną płaczu.
Pozostawienie w czasie płaczu=stresu= bólu dziecka samego, bez jego zgody to porzucone go bez udzielenia mu pomocy, to też przemoc ! ! ! !
Ból psychiczny = strach, lęk, płacz z powodu rozłąki z bliska osobą, poczucia straty np zabawki, niesprawiedliwości, wywołuje w organizmie dziecka reakcje które powodują taki sam ból jak ból pourazowy !!!
http://jakreagowac.pl/#po_sasiedzku
sobota, 20 czerwca 2015
Lekcja historii w terenie - operacja "Ostra Brama"
http://halastulecia.pl/wydarzenie/
http://www.dzielnicewroclawia.pl/rosjanie-i-polacy-zaatakuja-niemcow-we-wroclawiu/
Wspaniale, że można uczyć się historii właśnie tak:
piątek, 12 czerwca 2015
Jestem z Tobą mamo ...
A i J 2 lata i 5 miesięcy
Ja: mówię z dużym entuzjazmem, opowiadam o spotkaniu ze Sternami lekko podniesionym głosem, mówię do S, po chwili dodaję "Słuchasz mnie?"
J: Mamo nie denerwuj się, jestem z tobą, mamo ja słucham Cię
A: Ja też mamo jestem z tobą
Dzieci z którymi jesteśmy w zgodzie z naszym kontinuum, RB (Rodzicielstwo Bliskości) i NVC (Porozumienie bez Przemocy), staramy się, bywa różnie ... :)
Ja: mówię z dużym entuzjazmem, opowiadam o spotkaniu ze Sternami lekko podniesionym głosem, mówię do S, po chwili dodaję "Słuchasz mnie?"
J: Mamo nie denerwuj się, jestem z tobą, mamo ja słucham Cię
A: Ja też mamo jestem z tobą
Dzieci z którymi jesteśmy w zgodzie z naszym kontinuum, RB (Rodzicielstwo Bliskości) i NVC (Porozumienie bez Przemocy), staramy się, bywa różnie ... :)
wtorek, 9 czerwca 2015
Odwracać uwagę? Czego uczymy, jak rozwiązywać trudną sytuację, konflikt, czy jak ich unikać?
Dziecko:
przewróciło się biegnąc i płacze
chce odebrać chłopcu w piaskownicy swoją łopatkę
spadło z .., płacze
płaczliwym głosem chce teraz czekoladę
prosi marudząc o Twoją uwagę, chce się z Tobą bawić
szarpie za klamkę, chce wyjść na dwór
chce aby poczytać mu książkę
zaczyna popłakiwać, marudzić ponieważ czuje się znudzone
właśnie w tym momencie chce jeździć na rowerku koleżanki
krzyczy, nie chce wracać z placu zabaw do domu
płacze ne chce zostać bez Ciebie w ... z ...
Co robisz?
odwracasz uwagę - leci ptaszek, o jaki ładny kwiatek, zobacz jaka ładna foremka do babek, ooo jaka wspaniała zabawka, pohuśtamy się na huśtawce itd
włączasz bajkę
dajesz słodycze, słodki napój
dajesz karę
okłamujesz, idziemy do domu po picie i zaraz wrócimy, jak ułożysz klocki to się z Tobą pobawię, wyjdziemy na plac zabaw później, jest za zimno, zaraz wrócę, idę na chwilkę do... i za chwileczkę będę z powrotem
uciekasz, kiedy dziecko Cię nie widzi wymykasz się z domu, przedszkola itd
Co powoduje u dziecka takie zachowanie rodzica, opiekuna?
Nie tylko brak zaufania do rodzica, siebie, świata, nie tylko uczy się okłamywać, oszukiwać i manipulować ale jeszcze:
"(...) dzieci potrzebują czasu i zaufania do nich, lekcji, jak rozwiązywać konflikty, a nie jak ich unikać."
http://dziecisawazne.pl/5-problemow-wynikajacych-z-odwrocenia-uwagi-dziecka-w-trudnych-sytuacjach/
Warto zadać sobie pytanie: czy można odwrócić uwagę dorosłego będącego zaangażowanym w kłótnię i skierować jego uwagę np. na mycie podłogi?
Więc dlaczego właśnie tak postępujemy w przypadku dzieci? Dziecku można zaufać, ono wie, w co inwestować swoją emocjonalną energię. Rolą rodzica jest zapewnić mu bezpieczeństwo i wsparcie w przeżywaniu trudnych emocji.
przewróciło się biegnąc i płacze
chce odebrać chłopcu w piaskownicy swoją łopatkę
spadło z .., płacze
płaczliwym głosem chce teraz czekoladę
prosi marudząc o Twoją uwagę, chce się z Tobą bawić
szarpie za klamkę, chce wyjść na dwór
chce aby poczytać mu książkę
zaczyna popłakiwać, marudzić ponieważ czuje się znudzone
właśnie w tym momencie chce jeździć na rowerku koleżanki
krzyczy, nie chce wracać z placu zabaw do domu
płacze ne chce zostać bez Ciebie w ... z ...
Co robisz?
odwracasz uwagę - leci ptaszek, o jaki ładny kwiatek, zobacz jaka ładna foremka do babek, ooo jaka wspaniała zabawka, pohuśtamy się na huśtawce itd
włączasz bajkę
dajesz słodycze, słodki napój
dajesz karę
okłamujesz, idziemy do domu po picie i zaraz wrócimy, jak ułożysz klocki to się z Tobą pobawię, wyjdziemy na plac zabaw później, jest za zimno, zaraz wrócę, idę na chwilkę do... i za chwileczkę będę z powrotem
uciekasz, kiedy dziecko Cię nie widzi wymykasz się z domu, przedszkola itd
Co powoduje u dziecka takie zachowanie rodzica, opiekuna?
Nie tylko brak zaufania do rodzica, siebie, świata, nie tylko uczy się okłamywać, oszukiwać i manipulować ale jeszcze:
"(...) dzieci potrzebują czasu i zaufania do nich, lekcji, jak rozwiązywać konflikty, a nie jak ich unikać."
http://dziecisawazne.pl/5-problemow-wynikajacych-z-odwrocenia-uwagi-dziecka-w-trudnych-sytuacjach/
Warto zadać sobie pytanie: czy można odwrócić uwagę dorosłego będącego zaangażowanym w kłótnię i skierować jego uwagę np. na mycie podłogi?
Więc dlaczego właśnie tak postępujemy w przypadku dzieci? Dziecku można zaufać, ono wie, w co inwestować swoją emocjonalną energię. Rolą rodzica jest zapewnić mu bezpieczeństwo i wsparcie w przeżywaniu trudnych emocji.
poniedziałek, 8 czerwca 2015
“Nie płacz, nic się nie stało!” część 2
http://dziecisawazne.pl/nie-placz-przeciez-nic-sie-nie-stalo-dlaczego-warto-przyjac-perspektywe-dziecka/
Stojący obok dorosły patrzy na sytuację i mówi: „O dobrze, że nic się nie stało”.
Malec płacze jednak i mówi: „A właśnie, że dużo się stało! Boli!”
Kto ma rację? Kto „wie lepiej”, czy coś stało czy nie? Od czego zależy ta wiedza: od wieku, doświadczenia?

Zaufanie do tego, co czujemy, uważność na sygnały i informacje z ciała to umiejętność, z którą się rodzimy, lecz o której nieraz w wyniku procesu wychowania zapominamy lub inaczej to nazywając, od których się oddzielamy i tracimy do nich dostęp. Wówczas czujemy to, co „powinniśmy” czuć, skupiamy się na zaspokajaniu potrzeb otoczenia, spełnianiu cudzych oczekiwań i żyjemy jakby nieswoim życiem…
W dziecięcych oczach dorosły „wie lepiej”, dlatego warto dawać uwagę uczuciom dziecka, wspierać je w nazywaniu emocji, by od najmłodszych lat mogło ono budować poczucie własnej wartości i kontakt ze sobą.
Dlatego jeśli dorosły mówi dziecku, że „nic się nie stało” lub „nic nie boli”, gdy faktycznie boli, to dziecko uczy się, że nie może ufać sobie, swoim odczuciom i przeżyciom. Dziecko buduje pancerz i odcina się od emocji, nie umie ich okazać, a w konsekwencji nie nauczy się wczuć się w uczucia innych.
Relacja rodzic-dziecko jest dynamiczna, czasem jest łatwa, czasem wymaga więcej zaangażowania i cierpliwości ze strony dorosłego, to nie znaczy, że dorosły popełnia błąd albo robi za mało czy za dużo. Oczywiście może tak być, ale zakładając, że ja – rodzic robię tyle, ile umiem i z pełnią zaangażowania i chęci do budowania relacji z dzieckiem, jestem najlepszym rodzicem, jakim umiem w danym momencie być.
Dawanie empatii daje dziecku wiarę w siebie i swoje odczucia, uczy empatii dla siebie i tego, że może ją dostać od drugiego człowieka. Uczą się tego jego: ciało, serce i umysł, co skutkuje kontaktem ze sobą, kontaktem ze swoimi potrzebami i uczuciami, a także ze swoim ciałem. Przekłada się to na zdolność dokonywania wyborów, wiarę w siebie, szukania odpowiedzi w sobie, a nie na zewnątrz, akceptacji i znajomości siebie.
Dzięki metodzie czterech kroków może oszacować sytuację, ocenić ją na „zimno”, ocenić na poziomie faktów. Może nazwać sobie, co się faktycznie wydarzyło, co widzi, że dzieje się z dzieckiem i nazwać to, co dzieje się z nim. Jakie rodzą się w nim myśli i przekonania, jakie rodzą się emocje i czego w związku z nimi potrzebuje.
Postawienie się na miejscu dziecka bywa niełatwe. Powodów może być wiele: moje emocje, które biorą górę, nie wiem, o co chodzi dziecku, ja jako dziecko nie dostawałem empatii i dorośli nie wczuwali się w moją sytuację, więc jest mi trudno w stosunku do dziecka, mam świadomość, że chcę je wesprzeć, ale uczę się tego. Ważne, by dać sobie-rodzicowi empatię, bo dzięki niej jestem w stanie zaopiekować się sobą, a potem pochylić się nas dzieckiem.
Joanna Berendt i Aneta Ryfczyńska
Janusz Korczak powiedział: „Nie ma dzieci, są ludzie”.
Kilkulatek idzie chodnikiem, niespodziewanie potyka się i upada na ziemię. Po chwili wstaje. Naskórek niezdarty, brak oznak zranienia, a jednak jest płacz, smutek i strach.Stojący obok dorosły patrzy na sytuację i mówi: „O dobrze, że nic się nie stało”.
Malec płacze jednak i mówi: „A właśnie, że dużo się stało! Boli!”
Kto ma rację? Kto „wie lepiej”, czy coś stało czy nie? Od czego zależy ta wiedza: od wieku, doświadczenia?

Każdy z nas, niezależnie od wieku, ma prawo do swoich odczuć
Czujemy to, co czujemy, i jest to niezależne od tego, czy otoczenie to potwierdza czy nie. Emocje pojawiają się samoistnie w reakcji na zewnętrzne bodźce. Uczucia są sygnałami płynącymi z ciała informującymi o zaspokojonych lub niezaspokojonych potrzebach. Jak mówi Marshall Rosenberg, twórca Porozumienia bez przemocy, uczucia i potrzeby informują nas o energii życia, która w danym momencie przez nas przepływa.Zaufanie do tego, co czujemy, uważność na sygnały i informacje z ciała to umiejętność, z którą się rodzimy, lecz o której nieraz w wyniku procesu wychowania zapominamy lub inaczej to nazywając, od których się oddzielamy i tracimy do nich dostęp. Wówczas czujemy to, co „powinniśmy” czuć, skupiamy się na zaspokajaniu potrzeb otoczenia, spełnianiu cudzych oczekiwań i żyjemy jakby nieswoim życiem…
Rola rodzica
Jako rodzice możemy wspierać dzieci w zaufaniu do siebie, uważności na własne uczucia i potrzeby. Jako że jesteśmy ważnymi osobami w życiu naszych dzieci, możemy kształtować nie tylko ich światopogląd i wartości dzieci, lecz również to, na ile poważnie traktują swoje uczucia i potrzeby.W dziecięcych oczach dorosły „wie lepiej”, dlatego warto dawać uwagę uczuciom dziecka, wspierać je w nazywaniu emocji, by od najmłodszych lat mogło ono budować poczucie własnej wartości i kontakt ze sobą.
Dlatego jeśli dorosły mówi dziecku, że „nic się nie stało” lub „nic nie boli”, gdy faktycznie boli, to dziecko uczy się, że nie może ufać sobie, swoim odczuciom i przeżyciom. Dziecko buduje pancerz i odcina się od emocji, nie umie ich okazać, a w konsekwencji nie nauczy się wczuć się w uczucia innych.
Co to daje dziecku?
Dziecko ma świat dziecięcy, świat, który jest aktualny dla niego na jego poziomie, przeżywa go tak jak umie, krzyczy, bo czegoś chce, a nie dlatego, że robi na złość dorosłemu.Relacja rodzic-dziecko jest dynamiczna, czasem jest łatwa, czasem wymaga więcej zaangażowania i cierpliwości ze strony dorosłego, to nie znaczy, że dorosły popełnia błąd albo robi za mało czy za dużo. Oczywiście może tak być, ale zakładając, że ja – rodzic robię tyle, ile umiem i z pełnią zaangażowania i chęci do budowania relacji z dzieckiem, jestem najlepszym rodzicem, jakim umiem w danym momencie być.
Dawanie empatii daje dziecku wiarę w siebie i swoje odczucia, uczy empatii dla siebie i tego, że może ją dostać od drugiego człowieka. Uczą się tego jego: ciało, serce i umysł, co skutkuje kontaktem ze sobą, kontaktem ze swoimi potrzebami i uczuciami, a także ze swoim ciałem. Przekłada się to na zdolność dokonywania wyborów, wiarę w siebie, szukania odpowiedzi w sobie, a nie na zewnątrz, akceptacji i znajomości siebie.
Co to daje rodzicowi?
Rodzic przede wszystkim buduje kontakt z dzieckiem. Uczy w ten sposób dziecko, że rodzic jest po jego stronie, tworzy się zaufanie i więź. Zwiększa swoja szanse na to, że dziecko z otwartością i odwagą przyjdzie do niego z problemem. Sytuacja: dziecko biegnie i się potyka, a ma właśnie nowe buty. Dziecko uderzyło się w kolano i płacze. Rodzic krzyczy, że dziecko nie uważa, że biega i nie umie powoli iść i że to za karę się przewróciło, a na dodatek nie szanuje swoich nowych butów. Fala słów, której obolałe i rozżalone dziecko nie słyszy, bo jest w tym, co mu dolega i co się z nim dzieje. Takie reakcje nie budują kontaktu, odsuwają dziecko od rodzica.Dzięki metodzie czterech kroków może oszacować sytuację, ocenić ją na „zimno”, ocenić na poziomie faktów. Może nazwać sobie, co się faktycznie wydarzyło, co widzi, że dzieje się z dzieckiem i nazwać to, co dzieje się z nim. Jakie rodzą się w nim myśli i przekonania, jakie rodzą się emocje i czego w związku z nimi potrzebuje.
Postawienie się na miejscu dziecka bywa niełatwe. Powodów może być wiele: moje emocje, które biorą górę, nie wiem, o co chodzi dziecku, ja jako dziecko nie dostawałem empatii i dorośli nie wczuwali się w moją sytuację, więc jest mi trudno w stosunku do dziecka, mam świadomość, że chcę je wesprzeć, ale uczę się tego. Ważne, by dać sobie-rodzicowi empatię, bo dzięki niej jestem w stanie zaopiekować się sobą, a potem pochylić się nas dzieckiem.

poniedziałek, 1 czerwca 2015
Domowe Montessori 2 lata i 5 miesięcy
A i J 2 lata i 5 miesięcy
Z 6 lat i 7 miesięcy
Z okazji dnia flagi:
- flaga do zjedzenia
Aby czynności życia codziennego przebiegały w zgodzie z pedagogiką M. Montessori, w szacunku do możliwości i chęci pracy z odpowiednimi narzędziami zakupiliśmy 2 małe mopy. Podłoga lśni myta niemal codziennie przez 2, a czasami nawet 3 mopy :) Kocham te zamaszyste ruchy :) Tak rodzi się miłość do prac domowych, bez zmuszania, karania i nagradzania ...
Od kiedy chłopcy skończyli ok 1,5 roku samodzielnie myją ręce i buzię, uwielbiają to robić. To wspaniałe uczucie patrzeć jak taki mały człowiek może być w tej sferze swojego życia zupełnie niezależny, jak cieszy się nabywając nowe umiejętności i jak osiąga pewność siebie, nie krytykowany, nie poganiany, nie ponaglany. Czy w przedszkolu waszych dzieci też tak jest ... Rachunki za wodę i mydło wzrosły, to chwilowy koszt samodzielności x2 :)
Każdego dnia staram się o przygotowanie dla chłopaków zajęć usprawniających motorykę małą, mamy teraz fazę wrażliwą na kolory i przenoszenie :)
bardzo przydają się foremki na lud oraz małe elementy, tu wykorzystaliśmy moje ulubione szklane jajeczka.
Widać jak pięknie pracuje nadgarstek, ćwiczona jest koncentracja, precyzja, skupienie i koordynacja ręka oko.
Tu wykorzystaliśmy większe jajka do segregacji według kolorów.
Chłopcy robią swoje zadanie, a kiedy skończą wymieniają się nimi między sobą.
Wspaniale jest pomagać m w nauce czekania na swoją kolej, nie łatwo jest uczyć się cierpliwości. W taki sposób spokojnie można tłumaczyć dziecku dlaczego nie wyrywamy innej osobie przedmiotu którym się bawi. Chłopcy uczą się, że zamiast wyrywać mogą powiedzieć: Czy mogę? J mogę. plose. Z tym cudownym akcentem rozciągając słowo plooosseee :)
Dzieci przedszkolne mają małe, albo żadne szanse na taka naukę opanowania emocji towarzyszących zabawie z wykorzystaniem zwrotów grzecznościowych. To zbrodnia, że 1 pani zajmuje się 20 bardzo małych dzieci. Min dlatego chłopcy nie trafią do przedszkola.
Chłopcy ćwiczą również umiejętności niezbędne do nauki czytania oraz pisania z książkami "Duże kropki 2+", "Duże kropki 3+". Polecam tę serię, jest naprawdę udana :) Pamiętajcie o trójkątnym kształcie kredek!!!
http://bonito.pl/k-90160236-duze-kropki-2
Muzyczne zabawy wyszły weszły na wyższy poziom :)
Bardzo polecam małe cylindry, myślę, że dla niektórych dzieci w okolicy 20 miesięcy mogą być już wspaniałym materiałem do pracy i zabawy.
W czasie konferencji M. Montessori zakupiłam kilka cykli rozwojowych, okazało się, że nie tylko Z w pełni z nich korzysta. Chłopcy zapraszają nas do wspólnego układania i nazywania poszczególnych elementów. Pokochali kokon i gąsienicę miłością ogromną :) Wróciliśmy przy okazji do książki Bardzo głodna gąsienica.
Pierwsza tablica 100 ze szklanymi kamyczkami zachwyciła Z. Po tym jak Z ułożyła kamyczki na odpowiednich polach licząc do 100 chłopcy wtargneli na stół i rozpoczęło się kolejne, kolejne i kolejne układanie, tym razem liczyliśmy do 10 :)
W naszym przydomowym ogródku ciągle coś nowego. Sieją wszyscy, ja robię przestrzeń w ziemi a chłopcy i Z wsiewają nasiona i zasypują ziemią. TO wspaniałe doświadczenie patrzeć jak zasiane samodzielnie nasiona zamieniają się w ciągle rosnącego słonecznika, ogórka, koper, szczypiorek, dynię, kukurydzę itd :) Dodatkowo pojemnik z ziemia i rozsiewanie nasion jest wspaniałym ćwiczeniem sensorycznym. Polecam, niewiele kosztuje a korzyści wielo wymiarowe.
Nawet praca w ogródku może być wspaniale spędzonym czasem z dziećmi bez cienia nudy i braku zaangarzowania ze strony rodzica, wystarczy zgodzic się na wybrudzone ziemią ubranie, ręce i buzię i cykliczne odrobaczanie ;)
Etykiety:
2-3 lata,
edukacja domowa,
kolory,
motoryka mała,
nasza codzienność,
Nauka czytania,
nauka pisania,
przedszkole,
rysowanie,
zabawy przyrodnicze
Subskrybuj:
Posty (Atom)