niedziela, 8 lutego 2015

Więź, bliskość, przywiązanie

O przywiązaniu. Jak budować bezpieczną więź z dzieckiem 

 

 Agnieszka Stein 

 

 Chciałabym poświęcić ten tekst zaletom bezpiecznej więzi i wyjaśnić, dlaczego warto o nią dbać, a także napisać o tym, jak radzą sobie w życiu dorosłym osoby z bezpieczną więzią, a jak te, które jej nie mają. Ponadto chcę opisać, po czym poznać, czy więź dziecka z opiekunem jest bezpieczna i co można zrobić, żeby uczynić ją bardziej bezpieczną.

Obca sytuacja

Na początku chcę wyjaśnić, czym w ogóle są wzorce/style przywiązania. Aby to zrobić, muszę zacząć od procedury obcej sytuacji (strange situation), opracowanej przez Mary Ainsworth. Pomaga ona ocenić jak dziecko korzysta z więzi, którą zbudowało z opiekunem, a także zobaczyć, jak kształtuje się równowaga między bliskością i samodzielnością, czy inaczej potrzebą bezpieczeństwa i potrzebą eksploracji. Te dwie potrzeby są od siebie wzajemnie zależne. Kiedy dziecko oddala się od dorosłego, w pewnym momencie potrzeba bezpieczeństwa, bliskości staje się coraz silniejsza, a potrzeba eksploracji słabnie. Dziecko wraca do opiekuna i szuka u niego wsparcia. Wtedy potrzeba bliskości zostaje zaspokojona i znowu pojawia się potrzeba autonomii.

W procedurze obcej sytuacji, za pomocą której wyróżniono i badano style przywiązania, dziecko znajduje się w obcym dla niego miejscu razem z opiekunem. Po jakimś czasie opiekun wychodzi i pojawia się nieznajoma mu osoba, która próbuje pocieszyć dziecko. Procedura ma wiele “wersji”, różniących się sposobem, w jaki następuje separacja dziecka od bliskiej osoby i ponowne spotkanie. Obserwując to, co dzieje się podczas badania można ocenić charakterystyczny dla danego dziecka (a raczej danej relacji) sposób reagowania na doznawany stres i poszukiwania równowagi, który nazywany jest wzorcem przywiązania.
To, jak wygląda równowaga między bliskością a niezależnością, zależy nie tylko od rodzaju więzi ale też od tego, jak duże jest dziecko, co się z nim dzieje, jak się czuje, jak dużo stresu doznaje, jak dobrze sobie z nim radzi. Dlatego czasem wolę mówić nie o stałych wzorcach przywiązania, a bardziej o zachowaniach charakterystycznych dla określonych wzorców.
Poniższe opisy zachowania dzieci w czasie badania, będą dotyczyły dzieci około rocznych.

Unikający styl przywiązania

W procedurze obcej sytuacji dzieci z unikającym stylem przywiązania wydają się bardzo samodzielne. Szybko odchodzą od mamy, eksplorują pomieszczenie. Czasem wydaje się, jakby bliska osoba w ogóle nie była im potrzebna. Kiedy mama wychodzi lub kiedy podchodzi obca osoba, często wygląda to tak, jakby dziecku nie sprawiało to żadnej różnicy. Zdarza się jednak, że kiedy przyjrzymy się uważnie zabawie dziecka, widać, że jego zajęcie nie jest radosną swobodną zabawą, a tylko sposobem rozładowania napięcia.
Kiedy mama wychodzi dziecko może nie płakać, tylko siedzieć nieruchomo. Może też zacząć płakać – wtedy zdarza się, że obca osoba wchodząca do pokoju przyjmowana jest z równą ulgą jak mama albo nawet chętniej niż ona.
Chciałabym tu podkreślić, że nie chodzi tu o dziecko towarzyskie i otwarte na ludzi, tylko o takie, które nie wyróżnia opiekuna spośród ludzi je otaczających, a kiedy jest mu trudno, mimo widocznych oznak stresu nie potrafi domagać się pomocy albo jej przyjąć.

Skąd bierze się unikający wzorzec przywiązania? Wynika on z powtarzających się systematycznie doświadczeń, w których dziecko dostaje komunikat, że ze swoimi emocjami powinno poradzić sobie samo i nie zawracać nimi głowy innym.
Może on też jednak stanowić wypadkową indywidualności dziecka i opieki rodzica. Może się trafić dziecko, które ze względu na swoją wrażliwość od początku niechętnie przyjmuje pomoc w radzeniu sobie z emocjami, i jest to interpretowane jako samodzielność.
Czasem rodzice jeszcze dodatkowo “wspierają” ten kierunek poprzez komunikaty świadczące o tym, że woleliby, żeby dziecko radziło sobie z tym, co trudne, samo, że dziecko “podoba” im się tylko wtedy, gdy się “odpowiednio” zachowuje.
Piszę o tym wzorcu jako pierwszym dlatego, że jest on bardzo silnie ugruntowany w naszej kulturze. Takie “samodzielne” dzieci są chwalone i wskazywane jako wzór dobrego wychowania, są uznawane za grzeczne, silne, radzące sobie. Rodzice liczą też często na to, że z unikających dzieci wyrosną dobrze radzący sobie dorośli. Zwłaszcza chłopcy są często pchani w tym kierunku, bo wydaje się to właściwym, męskim schematem zachowania.

Przedstawiając ten styl przywiązania, wskazuję na metaforę żółwia, który jest twardy na zewnątrz, bo ma skorupę, ale tak naprawdę pod nią jest dość bezbronny. Skorupa chroni go, ale też izoluje i utrudnia mu relację z innymi i szukanie pomocy. Żółw także przeżywa emocje i stresuje się, ale zamiast rozumieć swoje emocje i być z nimi w przyjaźni, tłumi je, wypiera. Często nie potrafi nawet powiedzieć, co czuje, albo zamiast każdego uczucia czuje złość.
Uważa generalnie wszystkie emocje za złe i przynoszące kłopoty. Nie radzi sobie z trudnymi emocjami, ale także nie przeżywa w pełni tych miłych. Czasem tłumi bardzo mocno emocje, a w końcu nie wytrzymuje i wybucha, raniąc innych ludzi.
Żółw musi mieć wszystko pod kontrolą. Trudno mu się otworzyć przed innym człowiekiem, zbliżyć, być “miękkim”, trudno mu okazywać emocje, nawet wtedy, kiedy jest bezpieczny, albo gdy bardzo potrzebuje pomocy.
Żółw najczęściej uważa, że jest mu dobrze tak jak jest i niczego nie potrzebuje zmieniać, i to już od bardzo wczesnego etapu życia, choć często widać po nim, że to jego “radzenie sobie” jest tylko powierzchowną skorupą. Może też być tak, że żółwia jest łatwo skrzywdzić, ponieważ nawet w przypadku poważnego zagrożenia nie “czyta” on sygnałów mówiących o tym, że jest źle.
O żółwiach mówi się, że są “nałogowcami unikania bliskości”. Szala wagi wychylona jest w ich przypadku mocniej lub słabiej, ale w stronę autonomii.

Lękowy styl przywiązania

W procedurze obcej sytuacji dziecko o lękowym stylu przywiązania, wchodząc z mamą do nowego pomieszczenia, czasem w ogóle nie jest w stanie się od niej oderwać. Mimo że mama jest cały czas obok, dziecko czuje się bezpiecznie tylko wtedy, kiedy jej cały czas “pilnuje”. Kiedy mama wychodzi, jest zrozpaczone, ale gdy wraca, dziecko przywiera do niej bardzo silnie i bardzo długo trwa zanim udaje się je pocieszyć.
Skąd się biorą takie dzieci? Ponownie jest to wynik interakcji między predyspozycjami dziecka a zachowaniem dorosłych. Ze strony dziecka jest to wyjątkowa wrażliwość na otaczające je bodźce i trudności z samoregulacją. Ze strony dorosłych opieka nad dzieckiem, która jest chaotyczna i niesystematyczna, a jej zasady są niezrozumiałe.
Nie mam tu przy tym na myśli systematyczności w postaci jakiegoś harmonogramu, a wręcz przeciwnie. Opieka niesystematyczna oznacza, że kiedy dziecko komunikuje potrzebę, raz jest wspierane, a raz nie i dzieje się to w zgodzie z zasadami, których nie jest w stanie na danym etapie odkryć ani zrozumieć (tak jak wtedy, kiedy jest to opieka z zegarkiem w ręku) albo w ogóle bez żadnych zasad.

Dzieci z lękowym wzorcem przywiązania często mają tendencje do zachowań przesadnych. W przesadny sposób okazują emocje, komunikują potrzeby. Czasem są teatralne w swoich zachowaniach i dostają etykietę manipulantów i wymuszaczy. Kiedy czegoś potrzebują, mają trudność z odraczaniem gratyfikacji i od razu zaczynają domaganie się tego od krzyku itp. Mają bowiem przekonanie, że mogą dostać to, czego potrzebują, tylko wtedy, kiedy to sobie wywalczą. Czasem w związku z tym walczą “na zapas”.

Metaforę tego wzorca stanowi dla mnie meduza, która nie wytworzyła sobie żadnej siły wewnętrznej. Jest miękka, delikatna i funkcjonuje dobrze tylko w bardzo przyjaznym środowisku. Często dlatego, że nie wierzy w to, że mogłaby bez tego środowiska przetrwać.
Często to właśnie dzieci z lękową więzią uznawane są za rozpuszczone, zepsute, takie, którym nie stawia się granic. Ale styl ten nie bierze się ze zbyt dobrego zaspokajania potrzeb, tylko z tego, że zaspokaja się jego potrzeby bez związku z komunikatami wysyłanymi przez dziecko.
Meduzy widzą możliwość życia tylko w bliskości, nieomal w symbiozie. Nie chcą być same ze sobą i w ogóle same. Często uważają, że ich szczęście i dobre życie jest możliwe tylko w relacji z drugim człowiekiem i zatracają się w tych relacjach. Dlatego czasem są gotowe poświęcić własne potrzeby i bezpieczeństwo na rzecz tego, żeby kogoś mieć. To dlatego meduzy dramatycznie przeżywają rozstania i latami potrafią tkwić w toksycznych związkach. Jest to cena, jaką zgadzają się płacić za to, że nie są same.
Meduzy mają przekonanie, że emocje dzielą się na dobre i złe. Dobrych potrzeba jak najwięcej, a złych trzeba unikać, bo człowiek jest wobec nich całkowicie bezradny. Meduza to “nałogowiec poszukiwania bliskości”.

Bezpieczny styl przywiązania

Dziecko reprezentujące wzorzec bezpieczny, uczestnicząc w procedurze obcej sytuacji w obecności bliskiej osoby, śmiało eksploruje pomieszczenie. Kiedy bliska osoba wychodzi, dziecko wzywa ją. Nie daje się pocieszyć nieznajomemu lub trwa to dużo dłużej niż gdy pocieszającym jest mama. Kiedy bliska osoba wraca, dziecko chroni się u niej i szybko się uspokaja.
Dziecko z bezpiecznym stylem przywiązania wyróżnia stałych opiekunów spośród innych osób. Kiedy jest wokół niego kilka osób, decyduje, od kogo chce doznać pocieszenia, i wybiera osoby mu bliskie dużo chętniej niż obce. Potrafi w obecności bliskiej, bezpiecznej osoby uspokoić się, poznawać otoczenie.
Komunikuje swoje potrzeby w sposób otwarty i bezpośredni. Nie udaje, że jest wesołe, kiedy jest smutne, ale też nie manifestuje swoich potrzeb poprzez choroby albo inne kłopoty (nie mówi “brzuch mnie boli”, kiedy chce się po prostu przytulić). Dziecko z bezpiecznym stylem przywiązania wie i czuje, że może próbować radzić sobie z różnymi wyzwaniami, a jeśli będzie mu trudno, zawsze może zwrócić się o pomoc i zostanie potraktowane poważnie.
Dziecko stopniowo uczy się osiągać równowagę między bliskością i autonomią. Są etapy rozwoju, kiedy w jego świadomości rządzi bliskość, i takie, gdy rządzi autonomia, ale dziecko w końcu potrafi czuć się bezpiecznie z jednym i z drugim. Wie też, że ma prawo wybierać taką ilość bliskości, która jest mu w danym momencie potrzebna.
Dorosły, który wyrasta z takiego dziecka, akceptuje wszystkie ludzkie emocje, i te miłe, i te trudne. Wie, że one wszystkie są ważne i potrzebne. Potrafi poradzić sobie z napięciem w trudnych chwilach na tyle, żeby poczuć i zrozumieć, co i dlaczego czuje. Nie boi się komunikować swoich emocji innym. Nie boi się, że zostanie odrzucony, gdy inni dowiedzą się jaki naprawdę jest i co czuje. Nie boi się też być blisko osoby, która przeżywa trudne emocje.
Metaforą takiej osoby jest dla mnie słoń. Jest silny, ale ta siła jest wewnątrz niego. Nie utrudnia mu kontaktów z innymi, ale pozwala na samodzielne działanie. Kiedy słoń może, potrafi działać niezależnie, ale ma też bliskie osoby, swoje stado, gdzie czuje się u siebie i zawsze może liczyć na pomoc.
Słoń jest silny, bo wierzy, że ma wsparcie. Żółw udaje silnego, bo nie wierzy, że otrzyma wsparcie. Meduza udaje słabą, żeby dostać wsparcie na zapas, bo cały czas wydaje się jej, że kiedyś może go zabraknąć. Ludzi z bezpieczną więzią jest około 60%. Pozostali to po połowie „meduzy” i „żółwie”.

Kilka pytań i odpowiedzi

Czy styl przywiązania może się zmienić?

Tak, może, i to zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Człowiek może wykazywać różne wzorce przywiązania w różnych relacjach. Dziecko może mieć bezpieczną więź z jednym rodzicem, a z drugim lękową. Także w życiu dorosłym różne konteksty mogą powodować uruchamianie się zachowań charakterystycznych dla różnych stylów.
Dlatego czasem lepiej mówić/myśleć o tym, że człowiek przejawia zachowania charakterystyczne dla danego stylu, a nie że ma taki styl (granice między wzorcami nie są również ostre, więc ktoś może być pomiędzy).

Co zrobić jak dziecko ma dużo zachowań z pozabezpiecznych stylów przywiązania?

Potrzeba wówczas więcej bliskości – i to niezależnie od tego, czy dziecko jest żółwiem czy meduzą; bliskości będącej odpowiedzią na potrzeby sygnalizowane przez dziecko.
Łatwiej jest pomóc dziecku meduzie, bo ono się bliskości cały czas domaga. Wystarczy dać mu jej tyle, żeby się nasyciło (czasami chodzi o jakość kontaktu emocjonalnego, a nie o ilość).
Z dzieckiem żółwiem jest trudniej, bo ono nie domaga się kontaktu tak wyraźnie. Trzeba wtedy dostrzegać i wzmacniać każdy przejaw zgody na wspólne przeżywanie emocji i każdą prośbę o bliskość, jaką wysyła dziecko. Nie chodzi tu o to, żeby pokazać dziecku, że powinno być niesamodzielne, ale że ze swoimi trudnymi emocjami może się poczuć bezpiecznie.
Styl przywiązania dzieci ma związek ze stylem ich rodziców.

Czy dorosły może zmienić swój styl przywiązania?  

Może, potrzeba do tego emocjonalnego przepracowania i uporządkowania dziecięcej historii.



Ode mnie :)

 W jaki sposób dziecko ma wykształcić w swoim mózgu bezpieczną więź i bezpieczny styl przywiązania, jeżeli w wieku 6 miesięcy czy 1 roku, pozostawiane jest bez mamy (osoby z którą rozpoczęło tworzenie więzi i stylu przywiązania) na 8-9-10 godzin dziennie z obcymi osobami np w żłobku lub z zupełnie obcą osobą nianią? 
Czy w naszym kraju będziemy mieli kiedykolwiek mądre społeczeństwo, rząd który zamiast promować żłobki i etat niani będzie promował pozostawanie mamy z dzieckiem do min 3 lat ...



Przeczytajcie też komentarze do wpisu:
http://dziecisawazne.pl/style-przywiazania/


2 komentarze:

Unknown pisze...

Kasiu, a propos przywiązania mam jeszcze taką refleksję. Zauważyłam, że większość osób oczekuje od dzieci (małych dzieci!), aby były jak najbardziej odważne, śmiałe, otwarte, szybko nawiązywały znajomości nawet z nieznajomymi sobie osobami, żeby szybko odnajdywały się w nowym miejscu, otoczeniu, żeby bez problemu zostawały pod opieką kogoś innego. Im bardziej "odklejone" od mamy dziecko tym większy powód do dumy. Natomiast jeżeli dziecko zachowuje się inaczej, to już jest "dzikusek". Własciwie to bardzo często (za często!) słyszę: "nie zachowuj się jak dzikusek", "coś się nagle taki niesmiały zrobił", "chyba się dzisiaj źle czuje, zawsze zaczyna się do mnie kleić jak go bierze jakaś choroba". Paradoksalnie te komentarze mają innych przekonać, że dziecko wcale nie jest do nas tak mocno przywiązane, nie potrzebuje nas tak bardzo- jakby to był powód do wstydu... O ile dzieci "żłobkowe" lub będące pod opieką babci są jeszcze usprawiedliwiane, bo cały dzień się przecież nie widziały z mamą, więc nic dziwnego, że nie odstępują jej na krok, o tyle dzieci, które są z mamami otrzymują łatkę "maminsynków", "przylep" itp., a mama musi się nasłuchać, że dziecko się już od niej nie odklei, że robi mu krzywdę, bo już zawsze będzie takie- nieśmiałe, mało zaradne, zamknięte w sobie, że dziecko ją zamęczy. A przecież jest zupełnie odwrotnie (przynajmniej z naszego doświadczenia). Dzieci potrzebują bliskości, czasami w większym natężeniu, czasami w mniejszym, ale powinniśmy pozwolić im oswajac się ze światem i oddalać się od nas wtedy gdy czują się na to gotowe i tego chcą, nie mozemy się wstydzić ich potrzeb i tego jakie są. To daje im taką wewnętrzną siłę na przyszłość.

Katarzyna P pisze...

Tak, zgadzam się z Tobą w 100%.
Nigdy nie pozwólcie na odrywanie od Was płaczącego dziecka, wbrew jego woli !!! Nigdzie: w przedszkolu, szkole, szpitalu, itd. Nie mówcie do niego: Bądź dzielny, nie płacz! = Nie okazuj emocji, bądź zamknięty w swoim świecie. To prosta droga do depresji i problemów emocjonalnych, u dzieci i dorosłych którzy byli tak traktowani w dzieciństwie!